Strony

czwartek, 29 września 2011

Restauracja meksykańska „The Mexican” w Poznaniu, ul. Kramarska 19

Dwa tygodnie temu wybraliśmy się do Poznania – tak w ramach pożegnania lata. Trzeba było gdzieś zjeść obiad, więc poszperaliśmy w sieci i wybraliśmy restaurację meksykańską – kilka kroków od starego rynku. Restauracja miała wiele opinii... najpierw dobrych, potem gorszych, a od kilku miesięcy były same pozytywne... Widocznie właściciele wzięli sobie do serca opinie internautów i poszli po rozum do głowy ponownie stawiając na jakość. I to warto docenić.  
Byliśmy, jedliśmy i nie żałujemy. Miejsce bardzo klimatyczne, choć nie luksusowe – zdecydowanie bardziej na obiad, kolację i spotkanie z przyjaciółmi niż na randkę – stoliki stoją dosyć blisko siebie, więc o intymnej rozmowie raczej mowy nie ma. Nam udało się znaleźć miejsce w ogródku – całkiem sporym jak na restaurację w centrum starego miasta.  
Kelnerki ubrane w meksykańskie stroje i całkiem sympatyczna muzyka tworzą fajną atmosferę – lekkiej niedbałości i nonszalancji. Na stołach królują jednorazowe serwety, które na pierwszy rzut oka wcale tak nie wyglądają – niestety kuchnia meksykańska jest dosyć „zachlapana”, więc trudno się dziwić, że wybrano takie rozwiązanie. Nigdy w Meksyku nie byłam, ale klimat restauracji jest zdecydowanie luźny, taki jak mnie się kojarzy z tym krajem :-)


No dobrze, ale restauracja to nie tylko wygląd (choć to też jest istotne), ale przede wszystkim jedzenie. Menu nie jest bardzo rozbudowane, ale to dla mnie raczej zaleta niż wada. Znajdziemy w nim kilka przystawek, chyba trzy zupy, trzy sałatki i kilkanaście dań głównych. Są dania mięsne i dania rybne. Osoby, które nie jedzą mięsa i ryb również znajdą coś dla siebie.
W restauracji króluje margarita w różnych wersjach smakowych i tequila, ale i piwosze też znajdą coś dla siebie.
Wybór dań jest ciekawy i ja jak zawsze w takich miejscach miałam problem z wyborem dania. Najchętniej popróbowałabym kilku dań, ale w małych porcjach... Jest możliwość zamówienia dania pod tajemniczą nazwą Mix – Mex, czyli talerza rozmaitości (31,50 zł) – ale nie do końca było na nim to, czego chciałabym spróbować, więc odpuściłam.
Przed posiłkiem podawane jest czekadełko, na które składa się mała miseczka nachos i sos pomidorowo - paprykowy.  


Oboje skusiliśmy się na fajitas drobiowo – wieprzowe czyli kawałki mięsa smażone z cebulą i papryką, podawane na gorącej patelni w towarzystwie trzech sosów i pszennych tortilli ( zestaw 29 zł). Ja wzięłam wersję ostrą, a Zielonooki bardzo ostrą... choć przyznaję, że już moje danie było mocno doprawione.


Zielonooki znalazł w sosie kawałek skruszonej ceramiki z miseczki... ot taki mały gratis :-) Ale to nie popsuło nam całego dobrego wizerunku restauracji i posiłku, który nam podano.
A... zapomniałabym - do naszego dania obowiązkowe były śliniaczki, które założyła nam pani kelnerka - w sumie pomysłowe, bo jedząc to danie można się było upaćkać :-))) Zielonooki w śliniaczku wyglądał całkiem, całkiem :-)


Na deser już nie wystarczyło miejsca, bo porcja była naprawdę spora... a taką miałam ochotę na sernik podany przez samego Zorro :-)))
Ale nic to... pewnie jeszcze kiedyś tam zajrzymy, wybiorę sobie jakieś mniejsze danie i skuszę się na tego Zorro :-) Ups... na sernik podany przez Zorro :-)

niedziela, 25 września 2011

Cannelloni z mięsem, papryką i groszkiem

Ostatnio trwa u mnie jakieś makaronowe szaleństwo :-)
Makaron cannelloni to bardzo wdzięczny materiał do nadziewania... można nadziać go tym co się lubi... tym, co ma się akurat pod ręką. Jadłam go już w kilku wersjach – z ricottą i brokułami, ze szpinakiem i fetą, z mięsem, z kurkami... Każda wersja mi smakowała, choć do tej ze szpinakiem podchodziłam z ogromnym dystansem... ale przełamałam się i nie żałuję.
Dziś proponuję moją ulubioną wersję cannelloni – z mielonym mięsem, warzywami i sosem pomidorowym.
Do farszu, który jest dosyć suchy (używam chudego mięsa) dodaję jajko i kaszę manną, co sprawia, że farsz jest zwarty, miękki i soczysty.


Składniki na 16 rurek (3 – 4 porcje)

500 g zmielonego mięsa od szynki
2 duże cebule
1 papryczka chili
½ papryki czerwonej
½ papryki żółtej
½ papryki zielonej
½ puszki zielonego groszku
1 jajko
3 – 4 łyżki kaszy manny (albo bułki tartej)
2 łyżki oleju
sól, pieprz, chili
suszona bazylia (u mnie jak zawsze Kotanyi – cudownie pachnąca)
zioła włoskie z młynka Kotanyi

Sos:
500 ml tomatery
1 mała cebulka
1 ząbek czosnku
1 łyżka oliwy
sól, pieprz
cukier
2 łyżki posiekanej świeżej bazylii

16 rurek cannelloni
100 g startej mozzarelli
50 g tartego parmezanu albo innego twardego sera


Farsz: Cebule obrać, pokroić w drobną kostkę. Na dużej patelni rozgrzać 2 łyżki oleju. Wrzucić cebulę i smażyć 4 -5 minut, aż się lekko zrumieni. Dodać mięso, wsypać łyżeczkę soli (albo więcej jeśli ktoś uzna, że za mało słone), 1 łaską łyżeczkę mielonego pieprzu, szczyptę chili i smażyć około 15 minut, żeby mięso nie było surowe (mięso pewnie puści trochę wody – powinna całkiem odparować).
W tym czasie obrać papryki, pokroić w drobną kostkę. Papryczkę chili pozbawić pestek i drobno posiekać. Usmażone mięso przełożyć do miski i poczekać aż ostygnie. Dodać pokrojoną paprykę , papryczkę chili i odcedzony groszek. Wbić jajko, wsypać kaszę manną, doprawić bazylią i dobrze wymieszać.

Sos: cebulkę pokroić w drobną kostkę, czosnek przepuścić przez praskę albo rozetrzeć a desce nożem. W rondelku rozgrzać oliwę, wrzucić cebulę i lekko ją podsmażyć, dodać zmiażdżony czosnek, smażyć 2 minuty. Wlać tomaterę, zagotować, doprawić wg własnego smaku solą, pieprzem, cukrem i ziołami. Wsypać posiekaną bazylię.


Do naczynia żaroodpornego wlać połową sosu. Rurki (suche) nadziewać przygotowanym farszem (ja to robię za pomocą małej łyżeczki) i układać w naczyniu. Polać resztą sosu, posypać startym parmezanem i mozzarellą. Całość oprószyć ziołami i wstawić do nagrzanego do 200 stopni piekarnika i zapiekać bez przykrycia około 30 - 40 minut, aż rurki będą miękkie (wbijam widelec – jeśli wchodzi bez oporu to znaczy, że danie jest gotowe), a ser ładnie zrumieniony.
Smacznego.


Murzynek z dżemem

Przepis ten jest w naszej rodzinie od dziesiątek lat. Piekła go moja Babcia i piekła moja Mama. 
Moja Mama nigdy nie była mistrzynią piekarnika, choć dziś makowiec i muffiny piecze doskonale. Ale gdy byłam dzieckiem w naszym domu ciasto pojawiało się raczej dzięki działaniom Babci Walerii niż mojej Mamy. Mama czasem „coś” piekła... ale bywało i tak, że to „coś” pod osłoną nocy Tatko wynosił na śmietnik :-)) Ciastem, które udawało się zawsze był właśnie ten murzynek z dżemem. Nie można go zepsuć. Jest prosty i bardzo smaczny – i nawet ja, choć nie jestem fanką czekoladowych i kakaowych ciast na kawałek zawsze się skuszę.  
Przeważnie piekę to ciasto w kwadratowej tortownicy, ale można je upiec w tortownicy okrągłej (25-27 cm) albo na zwykłej prostokątnej blaszce (tej mniejszej).

 
Składniki na blaszkę 24 x 24 cm.

1 szklanka* mleka
1 szklanka* cukru
125 g masła albo margaryny (ja używam masła)
4 łyżki powideł, konfitury albo domowego dżemu (dałam konfiturę wiśniową)
1 łyżeczka cynamonu (użyłam Kotanyi)
2 pełne łyżki prawdziwego miodu (dałam lipowy)
1 czubata łyżka ciemnego kakao (20 g)
½ łyżeczki przyprawy do piernika (użyłam przyprawy Kotanyi - jest bardzo aromatyczna)
opcjonalnie: 1 szklanka bakalii: rodzynków, posiekanych orzechów, migdałów – tym razem nie dałam, bo moja bratowa nie lubi

1 duże jajko
2 i ½ szklanki* mąki pszennej
1 czubata łyżeczka sody oczyszczonej
cukier puder do posypania ciasta

*szklanka o pojemności 250 ml.


Do garnka wlać mleko, dodać cukier, masło (margarynę), powidła (dżem), cynamon, miód, przyprawę do piernika, kakao i wszystko razem zagotować. Ostudzić masę.
Do ostudzonej masy dodać 1 jajko, mąkę i sodę. Dobrze wymieszać dużą łyżką (używam łopatki silikonowej). Dodać bakalie.
Masę przelać do blaszki posmarowanej masłem (margaryną) i posypanej mąką. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 -180 stopni i piec 40 – 50 minut, do tzw suchego patyczka (ja piekę na 170 stopni w termoobiegu).
Po upieczeniu wyciągnąć ciasto z piekarnika, zostawić do wystudzenia i posypać cukrem pudrem. Można rozpuścić też tabliczkę czekolady i polać ciasto... ale dla mnie to już za dużo „cukru w cukrze”.


sobota, 24 września 2011

Sałatka warstwowa z selerem konserwowym

Wczoraj miałam wenę do sprzątania, dziś mam do pisania...
Sałatka jest prosta, szybka i bardzo smaczna. Można ją dowolnie modyfikować – np. przez dodanie żółtego sera, pieczarek, rzodkiewek czy groszku. Jadłam ją w kilku wersjach, najmniej smakowała mi z pieczarkami, najbardziej w wersji, którą podaję niżej.
Do sałatki można użyć samego majonezu ale ja mieszam go z jogurtem – wtedy sałatka jest lżejsza.
Warstwy w sałatce można układać dowolnie, można składniki podzielić na dwie części i przekładać na przemian. Dla smaku nie ma to znaczenia.

 
Składniki na średnią salaterkę:

1 słoiczek selera konserwowego (mnie najbardziej smakuje z firmy „Rolnik”)
200 g szynki konserwowej
1 puszka krojonego ananasa
1 puszka słodkiej kukurydzy konserwowej
5 jajek
2 łyżki posiekanego szczypiorku
2 czubate łyżki majonezu
2 łyżki jogurtu naturalnego
kolorowy pieprz (u mnie z młynka Kotanyi)

Jajka ugotować na twardo, obrać, ostudzić. Seler, kukurydzę i ananasa dobrze odsączyć. Szynkę pokroić w drobną kostkę. Majonez wymieszać z jogurtem, doprawić pieprzem (można dodać trochę soli, ale jak wiadomo ja solę mało, więc nie dodaję)
W salaterce układać warstwami seler, ananasy, szynkę, kukurydzę. Wyłożyć sos majonezowo – jogurtowy. A na górę pokrojone w kostkę jajka. Całość posypać szczypiorkiem i oprószyć świeżo zmielonym kolorowym pieprzem. I gotowe :-)
Na talerz nakładać po trochu z każdej warstwy i wymieszać.  


Marchewka z groszkiem

To jeden z ulubionych przeze mnie dodatków do obiadu.  
Marchewkę z groszkiem, albo samą marchewkę mogę jeść prawie do wszystkiego... nawet jako samodzielne danie mi smakuje. A gdy zostaje z obiadu to z przyjemnością odgrzewam sobie na kolację :-)) Najsmaczniejsza jest świeża marchewka i groszek, ale równie dobrze można użyć mrożonej, co czynię szczególnie w okresie zimowym.

 
Składniki na 2 porcje do obiadu:

350 g mrożonej marchewki z groszkiem albo 200 g świeżej marchewki i 150 g świeżego groszku
1/4 - 1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka masła
1 - 2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka mąki rozprowadzona w małej ilości zimnej wody

Marchewkę z groszkiem zalać niewielką ilością wrzątku, zagotować, wsypać sól i ugotować do miękkości. Wody w garnku powinno zostać tylko trochę, jeśli jest jej za dużo to odlać. Dodać masło, cukier i dobrze wymieszać. Na końcu zaprawić rozprowadzoną mąką i jeszcze chwilę podgrzewać, aby mąka straciła smak surowizny.


czwartek, 22 września 2011

Pulpeciki w sosie koperkowym

- Co mam zrobić na obiad? Mielone czy pulpety w sosie koperkowym?
- Pulpety w sosie...

I tu nastąpiła konsternacja, bo przeważnie na tak zadane pytanie mój mężczyzna odpowiada: „wszystko jedno i tak będzie dobre”.
Zaskoczył mnie tą odpowiedzią i upadła moja teoria, że mężczyźni są przewidywalni.
No i stały się pulpety.

Co prawda od dawna gotuję pulpety na parze, ale dla sosu koperkowego robię wyjątek - sos nabiera smaku właśnie dzięki temu, że pulpety są gotowane w rosole.  Nie używam kostek rosołowych, zdecydowanie wolę ugotować bulion i kilka porcji zamrozić.


Składniki na 2 -3 porcje:

20-30 dag mięsa (u mnie od szynki)
1 mała kajzerka (albo 1/2 dużej)
sól, pieprz, majeranek
1 mała cebulka
1 łyżka kaszy manny
1 jajko
1 łyżka oliwy
500 ml bulionu 
1 duży pęczek koperku
2 łyżki mazeiny albo mąki pszennej (zamiast mazeiny można użyć świeżego żółtka)
1 - 2 łyżki słodkiej śmietanki (najlepsza 30 %)
1 łyżeczka masła
½ łyżeczki cukru
½ łyżeczki soku z cytryny
szczypta pieprzu
opcjonalnie sól (ja już nie daję)


Kajzerkę namoczyć w miseczce z wodą (albo mlekiem). Mięso i namoczoną (ale dobrze odciśniętą) kajzerkę zmielić. Cebulkę pokroić w drobną kostkę i zeszklić na patelni na łyżce oliwy. Dodać do zmielonego mięsa. Do masy dodać jajko, kaszę manną, doprawić solą, pieprzem i odrobiną majeranku. Dobrze połączyć składniki. Zrobić 6 – 8 małych pulpecików.
W niewielkim garnku zagotować bulion i wrzucić pulpeciki. Gotować około 10 -15 minut, aż pulpety będą ugotowane i miękkie. W tak zwanym międzyczasie pokroić koperek, a mazeinę (albo mąkę) dobrze rozprowadzić w 1/3 szklanki wody (opcjonalnie można wykorzystać do zagęszczenia świeże żółtko wymieszane ze śmietaną). Wyciągnąć pulpeciki na talerz i na bazie pozostałego rosołu przygotować sos koperkowy.
Do rosołu dodać koperek i gotować około minuty, następnie doprawić sokiem z cytryny i cukrem, zaprawić sos przygotowaną mąką (albo żółtkiem ze śmietaną), dodać masło i zagotować. Na końcu dodać łyżkę albo dwie słodkiej śmietanki, wrzucić pulpeciki i zagrzać je w sosie.
Podawać z ziemniakami albo ryżem i jarzynką... U nas tradycyjnie do tego dania ryż i marchewka z groszkiem (tę jarzynę mogę jeść prawie do każdego dania, bo uwielbiam).


wtorek, 20 września 2011

Rozwiązanie konkursu z książką w tle

No i nadszedł czas na ogłoszenie werdyktu w konkursie „Głodne kawałki”
Nie było to łatwe zadanie, bo w zasadzie wszystkie przepisy bardzo mi się podobały i z przyjemnością część wypróbuję (niektóre znam). Chętnie nagrodziłabym wszystkie przepisy, ale niestety książki „Głodne kawałki kill grill 2”, które ukazały się nakładem wydawnictwa WAB są tylko dwie.
I one wędrują do Ilony Mietelskiej - za „kurczaka z winogronami”, który bardzo spodobał się Zielonookiemu i zażyczył sobie przygotowania dania, oraz do Marty Kiluk - za skrzydełka z indyka faszerowane borówkami – tu oboje byliśmy zgodni, ja przyznałam nagrodę główną a Zielonooki wyróżnienie specjalne.
Ale to nie koniec... postanowiłam przyznać jeszcze wyróżnienia w postaci dwóch zestawów przypraw Kotanyi – Kuchnia Polska. Jeden wędruje do Pauliny Korpak – za „cytrynowego kurczak” i za zaangażowanie w konkurs. Drugi dostanie Magdalena Gruszka za niebanalne połączenie żeberek z moim ulubionym ananasem.
Osoby nagrodzone proszę o przesłanie danych adresowych na maila: margarytka75@vp.pl , abym mogła wysłać nagrody.  
Wszystkim bardzo pięknie dziękuję za udział w konkursie, za to że chciało Wam się chcieć, za inspiracje mięsno – owocowe i obiecuję, że to nie ostatni konkurs. A nagrodzonym serdecznie gratuluję :-)

sobota, 17 września 2011

Spaghetti z polędwiczką

Naszło mnie na makaron. Jemy go dosyć rzadko, ale czasem chce się czegoś innego. Kupiłam wczoraj ładną polędwiczkę wieprzową i zastanawiałam się co z nią zrobić. I padło na makaron... co prawda nie zużyłam całej – wykroiłam 4 plastry (już mam na nie pomysł), a resztę pokroiłam i wykorzystałam do potrawy z makaronem.
Z pewnością nie jest to danie dietetyczne, ale okazało się bardzo smaczne, z pewnością warte powtórzenia. Pikantne – tak jak lubimy. No i robi się je dosyć szybko. Przygotowanie może wydawać się skomplikowane, ale w zasadzie potrzeba tyle czasu ile trwa zagotowanie wody i ugotowanie makaronu al dente. Mnie wszystko zajęło może jakieś pół godziny. Jeśli ktoś się obawia, że może się nie wyrobić w czasie może sobie wcześniej przygotować wszystkie składniki i tylko po kolei wrzucać je do woka albo na patelnię. Dobrze jest użyć od razu dużego naczynia, bo i tak wszystko trzeba będzie w nim wymieszać.

Składniki na 2 porcje:

200 g polędwiczki wieprzowej
2 plastry szynki szwarcwaldzkiej (usunęłam tłuszcz)
1 duża cebula
1 świeża papryczka chili
¼ papryki czerwonej
¼ papryki zielonej
¼ papryki żółtej
2 żółtka
100 ml śmietany kremówki
30 g parmezanu albo innego twardego sera, który można drobno zetrzeć.
1 łyżka klarowanego masła albo dobrej oliwy do smażenia
mąka do oprószenia polędwiczek
1 łyżeczka ulubionych ziół (ja użyłam ziół włoskich Kotanyi)
sól
pieprz kolorowy
chili

150 g makaronu spaghetti
  listki bazylii do dekoracji 

Wstawić wodę na makaron (osolić, można dodać trochę oleju).
Polędwiczkę pokroić na kawałki, oprószyć mąką. W woku albo na dużej patelni rozgrzać 1 łyżkę klarowanego masła (albo oliwy). Włożyć kawałki polędwiczki i krótko je obsmażyć – po dwie minuty z każdej strony. Usmażone kawałki przełożyć do rondelka, posolić i popieprzyć, przykryć i trzymać w ciepłym miejscu. Do woka wrzucić pokrojoną cebulę i delikatnie ją zrumienić. Plastry szynki pokroić w drobne kawałki, dodać do cebuli. Papryczkę chili pozbawić pestek i pokroić w cienkie paseczki. Kolorową paprykę również pokroić w paseczki. Dodać do cebuli. Dodać odrobinę soli, zioła i sporo pieprzu. Smażyć 2 minuty.


Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach.
W międzyczasie do gotującej się wody wrzucić makaron i ugotować go al dente.
Żółtka krótko ubić ze śmietaną kremówką (użyłam trzepaczki ręcznego blenderaTriblade HB724 firmy Kenwood) i sporą ilością świeżo zmielonego pieprzu. Do masy dodać 2/3 startego sera i wymieszać.
Gdy makaron będzie gotowy do odcedzenia odlać pół filiżanki wody z gotowania, a makaron odcedzić.
Polędwiczki przełożyć do woka i podgrzać. Dodać odcedzony makaron, oprószyć całość odrobiną chili i szybko wymieszać. Podlać odrobiną wody z gotowania makaronu i wolnym strumieniem wlać roztrzepane żółtka ze śmietaną. Szybko wymieszać – tak aby sos oblepił makaron (ale żeby nie zrobiła się jajecznica). Wymieszać. Przełożyć na ogrzane talerze, posypać resztą startego sera, ozdobić listkami bazylii i podawać.



Szarlotka sypana

Dziś przepis ze specjalną dedykacją dla Magdy, która twierdzi, że ciasta jej nie lubią.
To najłatwiejsza szarlotka pod słońcem – szybka, pyszna i nie da się jej zepsuć. Przepis spisałam kiedyś z programu Ewy Wachowicz, ale zmieniłam trochę proporcje i dodatki. Nie piekłam jej już bardzo dawno, więc czas powrócić do tego prostego przepisu... babcina szarlotka poczeka na swoją kolej.  
Nie trzeba zagniatać ciasta, wystarczy wymieszać składniki, zetrzeć jabłka i ułożyć w blaszce. Ciasto nie zawiera jajek, a tłuszczu nie dodaje się bezpośrednio do ciasta, ale na wierzch w postaci wiórków.  
Ja do jabłek dodaję jeszcze skórkę pomarańczową i przyprawę do jabłecznika - wg mnie jest doskonała i oprócz cynamonu zawiera goździki, imbir i skórkę cytrynową, które podkreślają smak jabłek.

 
Składniki suche:
1,5 szklanki kaszy manny
1,5 szklanki mąki pszennej
2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia
¾ szklanki cukru
1 łyżka cukru waniliowego

Nadzienie:
1,5 kg kwaśnym jabłek (użyłam antonówki, bo szarej renety jeszcze u mnie na targu nie ma)
2 łyżki cukru
1 łyżeczka cynamon
1 łyżeczka przyprawy do jabłecznika
1 łyżeczka skórki pomarańczowej

Dodatkowo:
150g zamrożonego masła (82% tłuszczu)

Masło włożyć na 2 godziny do zamrażarki (może być dłużej).
Jabłka umyć, obrać ze skórki i zetrzeć na tarce o dużych oczkach (bez gniazd nasiennych). Antonówka i szara reneta nie ma zbyt wiele soku, ale jeśli używamy słodkich i soczystych jabłek to należy część soku odlać – ale nie wszystko, bo inaczej szarlotka będzie za sucha. Dodać cukier, cynamon, przyprawę i skórkę pomarańczową. Wymieszać.
Wszystkie sypkie składniki na ciasto wsypać do miski, wymieszać i podzielić na 3 części.
Do tortownicy o średnicy 24 - 25 cm posmarowanej masłem i posypanej bułką tartą, wsypać 1 część sypkich składników. Wyłożyć połowę jabłek, drugą część sypkich składników, resztę jabłek i ostatnią część sypkich składników.
Masło zetrzeć na wiórki na tarce z dużym oczkami. Rozłożyć równo na górze ciasta i wstawić do nagrzanego piekarnika.
Piec około 60 minut w 175 – 180 stopniach (góra - dół). Ostudzić, posypać cukrem pudrem.
Szarlotka jest pyszna na ciepło i na zimno... sama, z lodami, z bitą śmietaną...


Ps. Następnym razem dam jeszcze 2 – 3 jabłka więcej, bo te wyjątkowo się skurczyły, a ja lubię, gdy jest dużo jabłek :-)

czwartek, 15 września 2011

Zapiekanka ziemniaczana z mielonym mięsem

Przepis w ramach przeprowadzki ze starego bloga, ale wart przypomnienia, szczególnie w chłodniejsze dni.
Lubię wszelkiego rodzaju zapiekanki, bo stanowią ciekawą alternatywę dla tradycyjnego obiadu. Są też idealne na niezobowiązującą kolację z przyjaciółmi. Można je przygotować wcześniej i na 40 minut przed podaniem wstawić do gorącego piekarnika.
Doskonałym dodatkiem jest zielona sałata czy każda inna surówka.
Dziś proponuję zapiekankę ziemniaczaną z mielonym mięsem - taką najprostszą. Można oczywiście urozmaicić ją dowolnymi warzywami, ale nie jest to konieczne, bo smakuje świetnie w takiej postaci.
 

Składniki na 2-3 porcje

8 średnich ziemniaków
250 g mielonego mięsa (u mnie mięso od łopatki)
2 cebule
1 jajko
2 łyżki kaszy manny
1 łyżka masła
200 ml gęstej śmietany (ja użyłam 16%)
100 g sera edamskiego albo goudy
2 łyżki oleju
sól, pieprz, chili, ulubione zioła (u mnie jak zawsze przyprawia Kotanyi)
szczypta mielonego kminku i gałki muszkatołowej

Ziemniaki ugotować w mundurkach (do wody można dodać kilka nasion kminku). Jeszcze ciepłe obrać, a po wystygnięciu pokroić na plastry.
Cebulę obrać, pokroić w kostkę, podsmażyć na 2 łyżkach oleju. Do podsmażonej cebuli dodać mięso i dusić aż do odparowania całej wody. Doprawić solą, pieprzem, chili i ziołami.
Gdy mięso przestygnie dodać do niego jajko i kaszę manną. Dokładnie wymieszać.
Żaroodporną formę wysmarować masłem. Na dnie ułożyć warstwę ziemniaków (na zakładkę), na to wyłożyć mięso i przykryć drugą częścią ziemniaków.
Śmietanę wymieszać ze startym żółtym serem, szczyptą kminku i gałki muszkatołowej. Dodać pół łyżeczki pieprzu i pół łyżeczki soli.
Przygotowane ziemniaki z mięsem zalać sosem śmietanowym i wstawić bez przykrycia do gorącego piekarnika. Piec około 40 minut w 175 stopniach (u mnie z termoobiegiem) aż do zrumienienia się sera.

Nie mam zdjęcia w wersji przekrojonej... bo jak już wylądowała na talerzach to nikt nie myślał o robieniu zdjęć :-) 


poniedziałek, 12 września 2011

Tort a'la tiramisu

Spodobał mi się pomysł z biszkoptami otaczającymi tort... po pierwszej próbie wiedziałam, że będę używać tego patentu częściej... ale żeby już tydzień później? No cóż... Mama miała wczoraj urodziny, więc dostała tort...
Tort nie jest prawdziwym tiramisu, bowiem zastosowałam do niego zwykły biszkopt, a do masy z serka mascarpone nie dodałam białek (tylko same żółtka) i połączyłam ją z bitą śmietaną. Oczywiście zrobiłam to na potrzeby tortu, bo deser o nazwie tiramisu przygotuję trochę inaczej... ale może o tym innym razem.
Tort okazał się bardzo smaczny, choć pytanie mojego brata: „a gdzie jest dżem?” rozłożyło mnie na łopatki :-)) Ciasto było smaczne, niezbyt słodkie i rozpływało się w ustach.
Tak jak poprzednio biszkopt upiekłam w tortownicy o średnicy 25 cm, a całość przygotowałam w tortownicy o średnicy 27 cm.
A jeszcze słówko o jajkach... Wiem, że surowe jajka budzą w niektórych obawę przed salmonellą. Zupełnie niepotrzebnie, bo właściwe postępowanie z jajkami eliminuje ten problem do zera. Pałeczki salmonelli występują na skorupkach jajek, więc po prostu trzeba je właściwie przygotować do użycia. Gdy używam surowych jaj zawsze myję je najpierw po kolei pod ciepłą, bieżącą wodą. Odkładam do miseczki i dokładnie myję ręce. Do niewielkiego kubka wlewam wrzątek i za pomocą stołowej łyżki zanurzam każde jajko na 2 – 3 sekundy we wrzątku. Opłukuję pod zimną wodą i wkładam do drugiej miseczki. Raz jeszcze myję ręce mydłem i gotowe.

 
Składniki na tortownicę o średnicy 27 cm.

6 dużych jajek (używam takich 70-75 g)
1 szklanka cukru
2/3 szklanki mąki tortowej (czasem mieszam tortowa z krupczatką)
½ szklanki mąki ziemniaczanej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki octu

Krem:
6 żółtek z dużych jajek (albo 8 z małych)
500 g serka mascarpone
500 ml śmietanki kremówki (min 30%)
6 łyżek drobnego cukru
3 łyżki cukru pudru

Poncz:
100 ml mocnego espresso
50 ml likieru amaretto
2 łyżeczki cukru

Dodatkowo:
28 – 30 podłużnych biszkoptów
2 łyżki dobrego gorzkiego kakao
ziarenka kawy do dekoracji

Przygotować biszkopt (najlepiej dzień wcześniej):
Żółtka oddzielić od białek. Białka ubić z cukrem na sztywną pianę. Do żółtek dodać proszek do pieczenia i ocet, szybko wymieszać i dodać do białek. Ubić a na końcu dodać obie mąki i wymieszać.
Dno tortownicy o średnicy 25 cm posmarować masłem i posypać mąką. Ciasto przelać do tortownicy .
Piec około 40 minut, 160-170 stopni.
Po wystygnięciu przeciąć biszkopt na trzy równe krążki.

Przygotować poncz: zaparzyć kawę, wymieszać z cukrem, a gdy ostygnie wlać likier amaretto.

Zrobić krem: Żółtka utrzeć z cukrem na puszysty kogel – mogel (użyłam końcówki z trzepaczką mojego podręcznego blendera Triblade HB724 firmy Kenwood  - dwie minuty i żółtka były utarte). 


Serek mascarpone przełożyć do miski, dodać ukręcone żółta i delikatnie wymieszać.  
Śmietanę kremówkę ubić na sztywno z 3 łyżkami cukru pudru. Połowę ubitej śmietany odłożyć do dekoracji, a resztę dodać do masy serowo – jajecznej i bardzo delikatnie połączyć. Podzielić na 3 części.
Do tortownicy o średnicy 27 cm włożyć krążek ciasta. Obłożyć go biszkoptami, skropić ponczem. Na biszkopt wyłożyć 1/3 kremu, wyrównać i za pomocą drobnego sitka posypać gęsto kakaem. Z pozostałymi dwoma krążkami postąpić dokładnie tak samo. Górę tortu udekorować odłożoną ubitą śmietaną i ozdobić ziarenkami kawy. Wstawić do lodówki na kilka godzin. Kroić ostrym nożem.

Ps. Cały czas zapraszam do udziału w KONKURSIE 



niedziela, 11 września 2011

Konkurs z książką w tle :-))

W czerwcu, nakładem wydawnictwa WAB ukazał się kolejny zbiór felietonów autora bestselleru „Kill Grill”. „Głodne kawałki czyli musztarda przed obiadem. Kill grill 2” to bardzo fajnie napisana książka, której autorem jest szef kuchni, dziennikarz i pisarz Anthony Bourdai. Już sam trailer reklamujący pobudził moją wyobraźnię... można zobaczyć go TU.

Dostałam książkę dwa tygodnie temu, ale musiała chwilę poczekać, bo czytałam akurat coś innego, a nie mam zwyczaju czytania dwóch książek jednocześnie. Ale nadszedł dzień, w którym wzięłam tę książkę do ręki, zaczęłam czytać i pomyślałam: „ale nuda”... Jednak nauczona doświadczeniem postanowiłam czytać dalej, bowiem wiele książek, które miały nudny początek okazywały się świetne... czasem trzeba dać szansę i książce i sobie.
Książka wciągnęła mnie na tyle, że trudno było mi ją odłożyć na później. Autor pokazuje w kuchni rzeczy, na które normalnie nie zwróciłabym uwagi, często bawi, czasem irytuje. Z pewnością nie jest nudny. Jego bezkompromisowość sprawia, że albo sie go lubi albo nienawidzi. Ja po przeczytaniu książki poczułam sympatię do tego człowieka, choć nie brakowało chwil kiedy jego postawa i podeście mnie irytowało (i to bardzo mocno).
Anthony Bourdain opisuje w książce wyprawy kulinarne i poznawanie potraw regionalnych (czasem aż ciarki przechodzą, gdy próbuje dań, których przenigdy nie wzięłabym do ust), krytycznie odnosi się do różnych zjawisk związanych ze współczesną kuchnią, nie zostawiając suchej nitki na restauracjach uznawanych za najlepsze. Pisze barwnie, żywo i ironicznie a przy tym ma ogromnie dużo dystansu do siebie i wydarzeń, które są jego udziałem. Moją sympatię zyskał za niesamowity szacunek, jakim darzy zwykłych kucharzach oraz ich pracę... Nie szkoły, nie prestiż, ale gotowość do ciężkiej pracy i niezwykłe wyczucie smaku ma dla niego prawdziwe znaczenie.
Tej książki nie da się opowiedzieć, tą książkę trzeba przeczytać. No dobra, może nie trzeba, ale z pewnością warto.

No a skoro warto przeczytać to znowu mam dla Was dwa egzemplarze książki do rozdania... ale jak zawsze zdobycie książki wiąże się z z zadaniem konkursowym. Tym razem nie będzie to radosna twórczość piśmiennicza, a zadanie kulinarne.  
Zadane jest wymagające, ale myślę, że niezbyt trudne dla fanów kuchni.
Należy przygotować danie z wykorzystaniem mięsa i owoców (i mięso i owoce muszą znaleźć się w przepisie), następnie zrobić zdjęcie, na którym oprócz dania musi znaleźć się karteczka z napisem „głodne kawałki” (napis nie może być zrobiony w programie graficznym). Zdjęcie, wraz z dokładnym przepisem należy wrzucić na tablicę Kulinarnych Szaleństw Margarytki na Facebooku. Jeśli ktoś nie korzysta z Facebooka może przesłać zdjęcie z przepisem na adres: margarytka75@vp.pl, a ja je umieszczę na tablicy. Maksymalnie można dodać trzy zdjęcia z przepisami. Mam nadzieję, że chętnych do wspólnego gotowania nie zabraknie i książki zmienią właścicieli już w następnym tygodniu.
Czas trwania konkursu: od 12.09.2011 do 18.09.2011. W poniedziałek 19.09.2011 r. wybierzemy z Zielonookim dwa przepisy, które potem chętnie wykorzystam w naszej kuchni.  
Zapraszam do wspólnej zabawy :-)