Strony

piątek, 26 kwietnia 2013

Surówka z pora z marchewką i jabłkiem

Por to często niedoceniane warzywo, a przecież posiada wiele cennych składników, których nie powinno zabraknąć w naszej diecie. Zawiera sporo wapnia, sodu, potasu, cynku, chloru, żelaza i fosforu, białek, węglowodanów, a także witamin.
Ja z porem jestem za pan brat, wykorzystuję go w kuchni często i bardzo lubię. Ale uświadomiłam sobie, że na blogu brakuje przepisów z jego udziałem. Postanowiłam to zmienić. Przygotowuję dosyć często kurczaka w porach i kurczaka z porem i suszonymi pomidorami - oba przepisy na są na blogu.
Robię kilka surówek z porem i w zasadzie nie potrafię ocenić, która jest najlepsza, bo lubię i tę z samym jabłkiem, z kukurydzą, z pieczarkami... Każda smakuje świetnie.
Ja do tej surówki dodaję trochę majonezu i jogurt naturalny, ale równie dobrze zamiast jogurtu można użyć śmietany.
Por można sparzyć wrzątkiem – tym razem to zrobiłam, bo surówkę robiłam z myślą o teściowej, ale nie jest to konieczne. Sparzony por ma mniej intensywny zapach, jest miękki i już nie taki chrupiący. 


Składniki na 4 porcje:

1 duży albo dwa mniejsze pory
2 średniej wielkości marchewki
1 duże kwaśne jabłko
1 płaska łyżeczka cukru
szczypta soli (można dać więcej, ja solę mało)
¼ łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
½ łyżki majonezu
2 – 3 łyżki jogurtu naturalnego (niezbyt gęstego) albo dowolnej śmietany

Por pokroić wzdłuż na cztery części, a następnie pokroić w cienkie paseczki. Można go przelać wrzątkiem, dobrze odcedzić i zostawić do ostygnięcia, ale nie jest to konieczne. Marchewkę i jabłko obrać, zetrzeć na tarce o średnich oczkach, a następnie wymieszać z porem.
Majonez połączyć z jogurtem, cukrem, solą, pieprzem. Sos wlać do warzyw, wymieszać. Wstawić na godzinę do lodówki. Podawać jako dodatek do mięsa, ryby, jarskich kotlecików. 




wtorek, 23 kwietnia 2013

Puree ziemniaczano – marchewkowe

Dzisiejsza moja propozycja to raczej pomysł niż przepis.  Puree w różnych odsłonach pojawia się od czasu do czasu na naszym stole. Przeważnie klasyczne, ale czasem dla odmiany robię z dodatkiem marchewki, zielonego groszku, bobu, kalafiora czy brokułów. W zasadzie można połączyć takie warzywa jakie się lubi. Ja często wykorzystuję marchewkę z rosołu – ona nadaje puree jeszcze ciekawszego i bardziej wyrazistego smaku.
Można zrezygnować z masła, wtedy puree będzie mniej kaloryczne. Proporcje warzyw do ziemniaków można sobie regulować wg własnych upodobań. Podobnie z dodatkami – ja lubię z gałką muszkatołową albo z kuminem, ale równie dobrze może to być drobno roztarty rozmaryn czy estragon.
Przy robieniu puree sprawdzi się idealnie praska do ziemniaków albo zwykły ubijak. Ja wykorzystałam końcówkę do puree ręcznego blendera Triblade HB724, o którym pisałam TUTAJ. Nie bardzo nadaje się malakser, bo może sprawić, że zamiast jednolitego, kremowego puree uzyskamy paćkę. 


Składniki na 4 porcje:

600 g ziemniaków (waga przed obraniem)
400 – 500 g marchewki
1 łyżka masła
około 100 -130 ml ciepłego mleka (ja używam 2%, ale może być pełne, a nawet śmietana kremówka)
¼ świeżo tartej małej gałki muszkatołowej (można użyć roztartego estragonu, rozmarynu, kminu rzymskiego czy przyprawy do ziemniaków)
sól i cukier do gotowania


Ziemniaki obrać, ugotować w lekko osolonej wodzie, a marchewkę w wodzie z niewielką ilością soli i cukru albo wykorzystać marchewkę z gotowania rosołu (warzywa można ugotować na parze, wtedy trzeba pamiętać o dodaniu odrobiny soli do puree). Ziemniaki i marchew odcedzić, odkryć garnki i odparować warzywa (wystarczy kilka razy potrząsnąć garnkiem).
Mleko podgrzać – powinno być gorące (zimne mleko sprawi, że puree będzie sine). Do jednego garnka wrzucić ziemniaki i marchewkę. Ubić na puree albo przepuścić przez praskę do ziemniaków. Dodać ciepłe mleko, masło i zetrzeć gałkę muszkatołową, energicznie wymieszać na puszystą masę. Jeśli masa wydaje się zbyt gęsta można dodać jeszcze trochę mleka (konsystencja zależy w dużej mierze od rodzaju ziemniaków).
Tak przygotowane puree jest świetnym dodatkiem do pieczonego kurczaka czy kotletów


Bardzo lubię dodatek gałki muszkatołowej do wielu dań. I zdecydowanie wybieram tę w całości, którą mogę zetrzeć tuż przed dodaniem do potrawy - aromat cudowny.



czwartek, 18 kwietnia 2013

Garnki i patelnie marki Fissler – recenzja patelni

W ramach współpracy z MAKRO i akcji „Wielkie gotowanie” zostałam zaproszona do przetestowania zestawu garnków i patelni marki Fissler. Trochę się wahałam, bo obawiałam się, że po moich ceramicznych garnkach już żadne inne nie będą w stanie z nimi konkurować. Ale osoba, z którą współpracuję zapewniła mnie, że opinia ma być rzetelna i jak najbardziej prawdziwa. Pomyślałam, że nic nie tracę, wszak spróbować czegoś nowego zawsze warto. 


W skład zestawu wchodzą 4 patelnie, 4 garnki, rondelek i wok. Postanowiłam podzielić moją recenzję na trzy części. Dziś skupię się na patelniach, których używałam ostatnio bardzo intensywnie. W zestawie są trzy patelnie klasyczne (20 cm, 24 cm, 28 cm) i patelnia grillowa, wszystkie są pokryte powłoką Non Stick, która zapobiega przywieraniu.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest ładny wygląd i dobre wykonanie. Patelnie mają dobrze zamocowane rączki (skręcone na śruby), które się nie luzują, co daje poczucie stabilności, a to w patelniach jest dla mnie ważne, bo nie chciałabym, aby jej zawartość wylądowała np. na podłodze.
Patelnie mają grube dna, co sprawia, że się nie wyginają, nie wybrzuszają. Ale coś za coś – stabilność i grube dno sprawiają, że patelnie są dosyć ciężkie, co z pewnością nie ułatwia np. przestawienia patelni z palnika na palnik. Jednak akurat dla mnie fakt, że patelnie są ciężkie to zaleta, bo ja osobiście takie lubię (choć np. przerzucanie naleśników na takiej patelni to nie lada wyzwanie). Rączki, mimo że są stalowe to się nie nagrzewają zbyt mocno – jedynie przy samym łączeniu są ciepłe, więc spokojnie można patelnie przestawiać bez użycia rękawiczek. Nie mają elementów plastikowych, więc można je wstawić do piekarnika jeśli jest taka potrzeba (np. z frittatą).
Na patelniach przygotowywałam różne dania i w zasadzie po każdym daniu nie miałam żadnego problemu z ich umyciem, wszystko ładnie schodziło. Jednak dla mnie takim testem jest umycie patelni po przygotowaniu jajecznicy. W tym przypadku nie miałam żadnego problemu i podobnie jak przy patelniach ceramicznych mycie okazało się bardzo łatwe. Patelnie nadają się do mycia w zmywarkach. 


Zaletą tych patelni jest również to, że dosyć długo utrzymują ciepło, a to wszystko za przyczyną grubego dna. W dużej patelni przygotowywałam dania, do których przeważnie używam brytfanny. Tu okazało się, że patelnia jest na tyle głęboka, że przygotowanie zrazów czy kurczaka w porach nie stanowiło żadnego problemu – wszystko się zmieściło. Udało mi się też bez problemu dopasować pokrywkę od innego garnka i tym samym patelnia stała się bardziej funkcjonalna. 


Jedyną rzeczą, której może tym patelniom brakować to właśnie pokrywki. Jednak zważywszy na to, że patelni raczej używam do smażenia to dopasowanie pokrywki od innego garnka nie stanowi problemu, gdy jest taka potrzeba.
Patelnie są przystosowane do używania na wszystkich rodzajach kuchenek, również indukcyjnych. Na tę chwilę naprawdę trudno znaleźć mi coś, do czego mogłabym się przyczepić. Ja osobiście jestem z tych patelni zadowolona.


Patelnie marki Fissler nie należą do najtańszych, ale z pewnością są inwestycją na lata. Teraz można je kupić z 75% rabatem w halach MAKRO. Wystarczy zebrać odpowiednią ilość punktów i można skorzystać z rabatu na wybrane przez siebie garnki czy patelnie.
Za każde wydane 50 zł brutto otrzymuje się 1 punkt. Każde zebrane 20 punktów daje możliwość zakupu garnków i patelni z rabatem. Punkty można zbierać od 19 lutego 2013 – 18.07.2013 roku, a produkty z rabatem można kupić do 22.07.2013 albo do wyczerpania zapasów. 
Regulamin akcji i ceny naczyń dostępne na stronie MAKRO
 

Wpis reklamowy

środa, 17 kwietnia 2013

Kurczak balti w jogurcie i z sosem garam masala

Dawno nie gotowałam niczego w indyjskim klimacie, a przecież oboje lubimy te orientalne smaki. Zielonooki się upomniał ostatnio i dziś w domu zapachniało kuminem, garam masalą, kardamonem, cynamonem i kolendrą.
I tym razem skorzystałam z książki pt: „Kuchnia indyjska. Najlepsze przepisy” i wybrałam przepis, w którym głównym składnikiem jest jagnięcina. Jednak z braku odpowiedniego mięsa zamieniłam jagnięcinę na filety z kurczaka. Lekko zmieniłam proporcje i wyszło pyszne, aromatyczne, lekkie i średnio pikantne danie.
Ja podałam to danie z chlebkami naan, bo takie było życzenie Zielonookiego, ale z ryżem będzie smakowało równie dobrze. Do tego sałatka ze świeżych warzyw i obiad gotowy. 


Składniki na 4 porcje:

600 g filetów z kurczaka
2 łyżki pasty albo przecieru pomidorowego (nie koncentratu)
200 ml jogurtu naturalnego niskotłuszczowego
1 łyżeczka garam masala
¼ łyżeczki mielonego kuminu
1płaska łyżeczka soli
1 łyżeczka sproszkowanego chili
¼ łyżeczki mielonej kolendry
1 łyżeczka rozgniecionego czosnku
1 łyżeczka startego świeżego imbiru
1 łyżka oleju
2 średniej wielkości cebule pokrojone w półplasterki
1 łyżeczka klarowanego masła
kawałek kory cynamonu – ok 2,5 cm
2 zielone strąki kardamonu
5 suszonych moreli pokrojonych w paseczki
1 łyżka posiekanych listków kolendry


Kurczaka pokroić w paski albo kostkę. Do miski włożyć jogurt, pastę pomidorową, garam masalę, kumin, kolendrę, sól, czosnek, imbir i chili. Wszystko razem wymieszać. Włożyć kawałki kurczaka, wymieszać. 
W woku albo rondlu z grubym dnem rozgrzać 1 łyżkę oleju, wrzucić pokrojoną w półplasterki cebulę i podsmażyć do uzyskania złoto – brązowego koloru. Cebulę wyłożyć łyżką cedzakową na papierowy ręcznik, aby odsączyć z tłuszczu i zostawić do ostygnięcia. Gdy cebula ostygnie zmiksować ją krótko w blenderze, albo rozetrzeć w moździerzu.
Pozostały w woku olej ponownie rozgrzać i wrzucić zmiksowaną cebulę. Dodać zamarynowanego kurczaka (razem z marynatą) i smażyć na mocnym ogniu przez około 3 minuty, cały czas mieszając. Wlać ½ szklanki gorącej wody, przykryć pokrywką, zmniejszyć płomień i dusić około 30 minut, od czasu do czasu mieszając. Pod koniec duszenia zdjąć pokrywę, aby ewentualny nadmiar płynu odparował, a sos zgęstniał i lekko ściemniał.
Na patelni rozgrzać 1 łyżeczkę klarowanego masła, wrzucić pokrojone morele, cynamon i strąki kardamonu. Smażyć 2 minuty, a następnie dodać do kurczaka i wymieszać i całość dusić jeszcze 2 - 3 minuty. Przed podaniem usunąć kawałki kory cynamonowej i ziarna kardamonu, albo uprzedzić domowników, że taka niespodzianka jest w daniu :-)
Podawać posypane świeżymi listkami kolendry.

Przepis na chlebki naan można znaleźć TUTAJ



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Babka piaskowa marmurkowa

Osobiście nie jestem fanką babek piaskowych, ale ta jest wyjątkiem. Ciasto dosyć długo pozostaje wilgotne, a brzeg jest chrupiący i delikatny. Przepis jest bardzo podobny do tego na babkę gotowaną, jedynie zamiast babę gotować wstawia się ją do piekarnika. 


Składniki:
250 g miękkiego masła 
1 szklanka drobnego cukru (ale nie pudru)
1 łyżka cukru waniliowego (dałam domowy) albo łyżeczka pasty waniliowej
1 szklanka mąki pszennej tortowej + 1 łyżka
2/3 szklanki skrobi ziemniaczanej
1 pełna łyżka dobrego ciemnego kakao
6 dużych jaj (używam jaj o wadze około 70 -75 g)
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia

cukier puder do posypania

Mąkę i skrobię przesiać przez sito (1 łyżkę odłożyć do osobnego pojemniczka) i wymieszać z proszkiem do pieczenia. Masło utrzeć mikserem (ja wykorzystałam robot planetarny Chef Titanium Kenwood) z cukrem na gładką masę. Drobinki cukru powinny być prawie niewyczuwalne, a masa puszysta. Dodawać po jednym jajku ciągle ucierając. Gdy już wszystkie jajka zostaną wbite to powoli dosypywać mąkę z proszkiem i ucierać aż wszystkie składniki się połączą.
Masę podzielić na dwie części. Do jednej dodać odłożoną wcześniej łyżkę mąki, a do drugiej łyżkę kakao. Każdą masę wymieszać.
Foremkę do babki (u mnie forma z kominem o średnicy 23 cm) posmarować masłem i posypać bułką tartą. Do przygotowanej foremki wyłożyć część masy jasnej, następnie część masy ciemnej, z pomocą widelca zrobić mazaki, następnie wyłożyć resztę jasnej i ciemnej masy i ponownie lekko masy przemieszać. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 – 190 stopni (góra – dół) i piec około 50 minut do tzw. suchego patyczka. Gdy babka się upiecze przełożyć ją na talerz, a gdy ostygnie oprószyć cukrem pudrem (można również polukrować albo oblać czekoladą). 



sobota, 13 kwietnia 2013

Lekka sałatka z grillowanym kurczakiem i miodowym sosem winegret

Sałatka jest niezłym pomysłem na szybki obiad, albo wczesną kolację. Jest lekka i bardzo smaczna, z delikatną nutą słodyczy, którą daje miodowy sos winegret.
Osobiście dosyć często jadam takie obiady, bo gdy Zielonookiego nie ma to gotuję zupy albo żywię się właśnie takimi sałatkami z dodatkiem mięsa z kurczaka, indyka albo łososia.
Mięso można doprawić ulubionymi przyprawami i za każdym razem osiągnąć nieco inny efekt. Ja często dodaję odrobinę kuminu i tandoori masala, czasem trochę kolendry albo curry, co pozwala mi uzyskać lekko orientalną nutę.
Sałatką można modyfikować na wiele sposobów, wszystko wg własnego smaku i uznania. 


Składniki na 2 porcje:
2 małe filety z kurczaka - po około 100 g
2 - 3 garści mieszanki sałat
1 średni pomidor pokrojony w grubą kostką
kilka plasterków świeżego ogórka
kilka rzodkiewek pokrojonych w ćwiartki
½ czerwonej papryki (można dać żółtą) pokrojonej w paski
sól, pieprz, chili, słodka czerwona papryka
opcjonalnie: ulubione zioła albo przyprawy wg własnego uznania

Sos winegret miodowy:
3 łyżki dobrej oliwy
1 łyżka soku z cytryny albo białego octu winnego
1 pełna łyżka płynnego miodu (obecnie używam wielkokwiatowego, bo taki w domu mam)
1 mała łyżeczka musztardy dijon (używam miodowej)
sól, pieprz (u mnie z młynków Kotanyi – po dwa obroty)

Wszystkie składniki sosu umieścić w niedużym słoiczku, wymieszać łyżeczką, a następnie zakręcić słoiczek i bardzo energicznie potrząsnąć kilknaście razy, aby wszystkie składniki się dobrze połączyły. Można też przygotować sos klasycznie - do soku z cytryny dodać sól, musztardę i rozmieszać, następnie dodać olej, miód i pieprz, mieszać do uzyskania jednolitej konsystencji (można wykorzystać również blender). Ja osobiście lubię metodę "słoiczkową". Czasem, gdy mam gęsty miód dodaję 1 łyżkę przegotowanej wody.

Filety z kurczaka opłukać, osuszyć, a następnie oprószyć sola, pieprzem, papryką, ulubionymi ziołami, przykryć folią spożywczą i wstawić na godzinę do lodówki.
Patelnię grillowa albo grill elektryczny* rozgrzać, posmarować albo spryskać olejem, włożyć mięso i smażyć po 3 - 4 minuty z każdej strony na małym ogniu (po obróceniu na drugą stronę można patelnię przykryć).
W tym czasie na talerzach rozłożyć sałatę, ułożyć pokrojone warzywa. Mięso zdjąć z patelni, zostawić na kilka chwil, aby odpoczęło. Pokroić je w plastry i ułożyć na warzywach. Polać wymieszanym sosem i gotowe.  Można posypać świeżą rzeżuchą albo natką pietruszki.
Jeśli zostaje mi sos to wstawiam go do lodówki i wykorzystuję do kolejnej sałatki.

*kurczaka można usmażyć na zwykłej patelni, ale z minimalną ilością tłuszczu, albo przygotować go w sposób podany w TYM przepisie.  



piątek, 12 kwietnia 2013

Tort makowy z kremem kokosowym

Tort zrobiłam na wtorkowe urodziny mojego Taty i mam nadzieję, że jeszcze wiele tych tortów dla niego będę mogła zrobić.
Odeszłam tym razem od klasyki i poszłam w szaleństwo. Niewielkie, ale jednak. No i niestety cześć rodzinki zachwycona nie była, bo jednak nie wszyscy lubią makowe biszkopty. Młody wyjadał krem, a blaty zostawiał, po czym uznał, że zepsułam tort. Stwierdził, że gdybym dała normalny biszkopt i ten krem to zjadłby ze trzy kawałki, a tak czuł niedosyt.
Tort jest ciężki i bardzo sycący, nie da się go zjeść dużo, ale bardzo dobrze się kroi, więc jest podzielny. Ja moich blatów nie nasączałam dodatkowo, bo piekłam biszkopty z maku, który sama mieliłam i wcześniej namoczyłam. Jednak jeśli ktoś skorzysta już ze zmielonego maku i nie będzie go namaczał, to raczej bez ponczu się nie obejdzie. Przy użyciu gotowego mielonego maku trzeba też skrócić czas pieczenia biszkoptu, bo mak jest suchy i nie musi odparować.
Biszkopt upiekłam z przepisu na tort makowy z masą kawową, który dostałam ponad 20 lat temu od mojej kuzynki Izy, a masę wykombinowałam sama. Odkąd pojawił się w sprzedaży serek mascarpone jest on moją ulubioną bazą do wszelkich kremów. Z biszkoptu wyrzuciłam migdały, ale za to dodałam pastę waniliową, co sprawiło, że wyszedł waniliowy biszkopt makowy. Większości osób ciasta makowe kojarzą się z zapachem migdałowym, a ja chciałam, aby było waniliowo i tak właśnie wyszło.




Składniki na tortownicę o średnicy 23 – 24 cm

Biszkopt:
8 jaj
250 g cukru pudru (użyłam domowego cukru pudru z wanilią)
250 g maku (użyłam maku marki własnej MAKRO)
1 pełna łyżka płynnego miodu
2 czubate łyżki bułki tartej
1 łyżeczka pasty albo esencji waniliowej

Krem:
150 g wiórków kokosowych (użyłam wiórków marki własnej MAKRO)
500 g serka mascarpone
350 ml śmietanki kremówki (użyłam 30 %)
150 g białej czekolady

Dodatkowo:
1 szklanka wiórków kokosowych
1 łyżka masła klarowanego (może być zwykłe)
8 łyżek dżemu (ja dałam agrestowy domowej roboty)


Biszkopt makowy:
Mak zalać wrzątkiem i zostawić na godzinę. Odcedzić i poczekać, aż ostygnie i dobrze odcieknie (można odcisnąć na sicie). Zemleć go przez maszynkę (użyłam maszynki sitkiem o najdrobniejszych oczkach) przynajmniej dwa razy. Żółtka utrzeć z miodem, cukrem i wanilią na puszystą masę (i znowu wyręczył mnie robot). Białka ubić na sztywną pianę (można dodać szczyptę soli). Do żółtek dodać mak, bułkę tartą i wymieszać. Na końcu dodać ubitą pianę i delikatnie połączyć już bez użycia miksera.
Tortownicę wysmarować masłem i posypać bułką tartą. Do tortownicy przełożyć ciasto i wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 stopni. Piec 50 – 60 minut (grzałka dolna i górna, bez termoobiegu) do tzw. suchego patyczka. Wyciągnąć ciasto z piekarnika i zostawić do ostygnięcia. Biszkopt przekroić na trzy części – dolna powinna być ciut grubsza.

Posypka:
Na patelni rozpuścić 1 łyżkę masła i wsypać wiórki kokosowe, zrumienić je na ładny złoty kolor i od razu przesypać z patelni do miski, bo gdy zostaną na gorącej patelni to mogą się przypalić i zrobić gorzkie.

Krem:
Czekoladę połamać na kawałki, wrzucić do rondelka i wlać 4 – 5 łyżek śmietany kremówki, a następnie rozpuścić (można w kąpieli wodnej, albo na bardzo małym ogniu). Resztę śmietany ubić na sztywno. Do miski przełożyć serek mascarpone, powoli wlać roztopioną, lekko przestudzona czekoladę i zmiksować. Dodać ubitą śmietanę i wiórki kokosowe, delikatnie wymieszać. Podzielić na 3 części – jedna powinna być większa, bo musi starczyć również na posmarowanie boków.

Pierwszy blat biszkoptu posmarować połową dżemu i na to wyłożyć jedną cześć masy, równo rozsmarować i przykryć drugim krążkiem ciasta. Posmarować kremem i ułożyć trzeci krążek ciasta. Górę posmarować raz jeszcze dżemem i wyłożyć trzecią część kremu. Rozsmarować ją równo na górze i bokach tortu. Całość posypać zrumienionymi wiórkami kokosowymi i schłodzić.



Wpis zawiera lokowanie produktów marki własnej MAKRO:



Do przygotowania tortu użyłam maku i wiórków kokosowych kupionych w MAKRO. To marka własna, ale naprawdę dobrej jakości. Mak był czysty, nie znalazłam w nim żadnych śmieci, żadnych niespodzianek. Natomiast wiórki bardzo mnie zaskoczyły, bo były wyjątkowo grube, takich już dawno nigdzie nie spotkałam. Okazały się idealne do tego kremu, a i posypka z nich przygotowana wyglądała bardzo efektownie i ładnie. Zdecydowanie będę sięgać po nie częściej, bo nie dosyć, że są dobrej jakości to i cena nie była wygórowana. Z całą odpowiedzialnością mogę je polecić.


Już wcześniej miałam okazję próbować bakalii marki własnej MAKRO z serii BIO i byłam bardzo mile zaskoczona jakością. Podczas ostatnich zakupów niestety nie udało mi się ich kupić, była tylko morwa, a tę jeszcze miałam w domu. Doskonałe suszone pomidory, daktyle, winogrona i migdały, które bardzo smakowały Zielonookiemu i zniknęły w tajemniczych okolicznościach.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Bułki pełnoziarniste

Przepis na te bułeczki jest przepisem, który sobie wymyśliłam, a potem dopracowałam metodą prób i błędów. Piekłam je już kilka razy i te ostatnie były najlepsze, idealne. I tym przepisem chcę się dzisiaj podzielić. Bułeczki potrzebują sporo czasu na wyrośnięcie, bo mają dosyć zwarty miąższ. Nie są bardzo puszyste, raczej ciężkie i bardzo sycące – wystarczy jedna, aby się najeść. Bułek piekę przeważnie osiem,a  gdy ostygną to zostawiam do bieżącego zjedzenia, a resztę zamrażam. I potem przez kilka dni mam świeżą pełnoziarnistą bułeczkę na śniadanie. 
Nie wiem na ile istotna jest tu sama mąka, ale ja do tych bułek używam pełnoziarnistej Lubelli (i nie jest to reklama, a jedynie uprzedzenie pytań o mąkę).
W wyrabianiu ciasta pomaga mi robot planetarny Chef Titanium Kenwood, który już na dobre rozgościł się w mojej kuchni i jest bardzo pomocny. 
 

Składniki na 8 bułek:

420 g mąki pełnoziarnistej (używam mąki pełnoziarnistej „trzy zboża”)
60 g otrębów orkiszowych
50 g różnych ziaren (sezam, słonecznik, siemię lniane, kminek, dynia – wg uznania)
30 g świeżych drożdży
2 łyżki letniego mleka
1 łyżeczka jogurtu naturalnego
1 łyżeczka cukru
1,5 – 2 płaskie łyżeczki soli
2 łyżki oliwy
około 300 – 330 ml letniej wody
oliwa od posmarowania
2 łyżki ziaren do posypania bułek


Drożdże rozkruszyć, dodać łyżeczkę cukru, dwie łyżki ciepłego mleka i łyżeczkę jogurtu. Zostawić do wyrośnięcia na około 15 minut.
Do miski przesiać mąkę i sól, dodać otręby, ziarna, oliwę, wyrośnięty zaczyn i 300 ml wody. Wyrobić. Jeśli ciasto wydaje się bardzo gęste to dodać jeszcze trochę wody. Wyrobić gładkie ciasto. Zostawić do wyrośnięcia na około 80 - 90 minut w ciepłym miejscu (u mnie stało obok ciepłego kaloryfera, ale można wstawić ciasto na czas wyrastania do piekarnika nagrzanego do 30 – 40 stopni). Gdy ciasto podwoi swoją objętość uderzyć w nie 2 razy pięścią, aby odgazować. Podzielić na 8 części i uformować bułeczki zwijając je tak, aby na górze były gładkie, a łączenie miały pod spodem. Ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, przykryć ściereczką i zostawić na kolejne 30 minut do wyrośnięcia. Posmarować oliwą i posypać ziarnami. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (góra – dół) i piec przez 10 minut. Zmniejszyć temperaturę do 180 stopni i piec jeszcze 10 – 15 minut do lekkiego zrumienienia (u mnie w sumie pieką się około 20 minut).
Przełożyć na kratkę i zostawić do wystygnięcia.
Wg mnie bułeczki najsmaczniejsze są z wytrawnymi dodatkami, te słodkie jakoś mi do nich nie pasują... ale to moje subiektywne odczucie. 




sobota, 6 kwietnia 2013

Bryzol wołowy z cebulą i pieczarkami

Bryzol nieodmiennie kojarzy mi się z czasami PRL-u, choć z pewnością nie jest to danie biedne, a wręcz przeciwnie. Bryzol to nic innego jak lekko rozbity płat mięsa, oprószony mąką i usmażony, a na końcu posypany solą i pieprzem. Przygotowuje się go z mięsa wołowego, najlepiej z polędwicy, choć spotkałam się też z bryzolem wieprzowym. Sama jeśli robię to zawsze z wołowiny, bo to mój smak dzieciństwa. Moja mama robiła go tylko z dodatkiem cebuli, czasem podawała z jajkiem sadzonym. Ja lubię wersję z cebulą i pieczarkami. I taką dziś proponuję.
W naszym domu bryzol występował przeważnie w zestawie z ziemniakami i zieloną sałatą, ale lubię też z dodatkiem surówki z kiszonej kapusty
 

Składniki na 4 porcje:

4 plastry wołowiny (polędwica/ udziec/skrzydło) - każdy po około 150 g
2 - 3 duże cebule
600 g drobnych pieczarek (im mniejsze tym lepiej)
sól, pieprz, chili (u mnie z młynków Kotanyi)
3 – 4 łyżki mąki pszennej
2 łyżki klarowanego masła (może być też olej)


Wołowinę opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem i delikatnie rozbić (plastry mięsa można przeciąć na dwie części), a cebulę obrać i pokroić w półplasterki. Pieczarki opłukać, oczyścić i pokroić w plasterki.
Na patelni rozgrzać 1 łyżkę klarowanego masła, wrzucić pokrojoną cebulę. Delikatnie ją podsmażyć i dodać pieczarki. Dodać ¼ łyżeczki soli, szczyptę pieprzu, szczyptę chili i wszystko razem podsmażyć (ja podsmażam dosyć mocno). Na drugiej patelni rozgrzać 1 łyżkę klarowanego masła. Plastry wołowiny obtoczyć w mące i włożyć na dobrze rozgrzane masło, smażyć po 2 -3 minuty z każdej strony (zależy od grubości mięsa). Przełożyć na gorącą cebulę z pieczarkami, oprószyć solą i pieprzem. Przykryć i zostawić na 2 minuty na malutkim ogniu (uważać, żeby cebula się nie przypaliła). Ja robiłam wszystko na jednej patelni, bo przygotowywałam tylko dwie porcje.
Na talerze wyłożyć bryzole, a nie nie pieczarki z cebulą. Podawać z ulubionymi dodatkami.