Strony

poniedziałek, 31 marca 2014

Zapiekanka na zielono

W szafce zalegało mi kilka puszek z różnymi warzywami, w zamrażarce woreczek z brokułami i pudełko z bobem, więc postanowiłam to jakoś zagospodarować. I zrobiłam zapiekankę na zielono. Pysznie wyszło.  W zamrażarce robi się coraz więcej przestrzenni i nie powiem, żeby mnie to jakoś szczególnie smuciło, bo z zapasów wychodzą fajne obiady. 
Przepis podaję na 4 porcje, choć ja zrobiłam tylko dwie, a pozostałe warzywa wykorzystałam do przygotowania zupy. 


Składniki na 4 porcje:

200 g makaronu (u mnie penne)
1 mały brokuł
1 puszka zielonej fasolki konserwowej
1 puszka groszku konserwowego
1 szklanka ugotowanego, obranego bobu
3 duże jajka
200 g jogurtu naturalnego (nie typu greckiego) albo śmietany do zup
1 pełna łyżka mąki pszennej (dałam tortową, bo wrocławska mi wyszła)
sól, pieprz
gałka muszkatołowa
ulubione zioła
120 g startej mozzarelli (takiej z bloku) albo miękkiego żółtego sera
masło do wysmarowania naczynia


Makaron ugotować al dente w osolonej wodzie. Odcedzić. Brokuły zblanszować w lekko osolonej i posłodzonej wodzie. Fasolkę i groszek odcedzić z zalewy.
Jajka rozkłócić, dodać jogurt (albo śmietanę), łyżkę mąki, 2 łyżki startego sera, ½ łyżeczki soli i ¼ łyżeczki pieprzu, ½ łyżeczki świeżo tartej gałki muszkatołowej, 1 łyżeczkę ulubionych ziół i wymieszać.
Makaron wymieszać z warzywami, włożyć do naczynia żaroodpornego posmarowanego masłem, zalać sosem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (góra – dół). Zapiekać 20 minut, wyciągnąć, posypać resztą startego sera, oprószyć dodatkowo niewielką ilością ziół i wstawić ponownie do piekarnika na 5 minut. Podawać gorące.
Zapiekanka nie daje się zbył ładnie kroić, więc dobrze jest ją przygotować np. w pojedynczych naczyniach do zapiekania, albo pogodzić się z tym, że na talerzu nie będzie wyglądała wzorcowo. 



piątek, 28 marca 2014

Konkurs „Zielono mi...”

Chcę Was dziś zaprosić do wiosennego konkursu, który nie będzie specjalnie trudny, ale mam nadzieję, że kreatywny.

Zasady konkursu:
1. Aby wziąć udział w konkursie należy przygotować DOWOLNE danie albo ciasto (desery też się liczą) „na zielono” - musi dominować w nim kolor zielony, ale oczywiście może zawierać również składniki w innych kolorach.
2. Pod tą notką należy napisać komentarz z przepisem, ale wpis nie może zawierać linków do blogów czy stron www.
JEDNO własne zdjęcie potrawy albo ciasta/deseru - w dużym formacie (nie zmniejszane), a nie miniaturkę, razem z podpisem, co przedstawia należy przesłać na adres: margarytka75@vp.pl
Można przygotować dowolną ilość dań, ciast, deserów. Każdy przepis jednak musi zostać wpisany w osobnym komentarzu, a zdjęcie przesłane w osobnym mailu. W temacie maila proszę wpisać „Zielono mi”.
W komentarzu można zaznaczyć, która nagroda podoba się najbardziej. 
Wszystkie zdjęcia zostaną umieszczone w konkursowym albumie na FB. Nie trzeba zakładać profilu na FB, nie trzeba lubić mojego fanpaga (choć oczywiście będzie mi miło) - album będzie ułatwieniem dla mnie, bo pozwoli zebrać wszystkie zdjęcia w jednym miejscu.  
W mailu oprócz zdjęcia i informacji o daniu, powinno znaleźć się imię i nazwisko (dodatkowo nick jakim podpisujecie się na blogu, jeśli jest inny niż imię i nazwisko) osoby przygotowującej danie – tak, abym nie musiała się domyślać, kto jest autorem.
Przesłanie zdjęcia jest równoznaczne z oświadczeniem, że jest się jego autorem, wyrażeniem zgody na jego publikację na FB, a także na blogu w przypadku wygranej.
3. Konkurs trwa od 27 marca – 9 kwietnia 2014 roku (zdjęcia można przesyłać do północy 9 kwietnia 2014 r).
4. Do 11 kwietnia 2014 roku wybiorę osoby, które otrzymają nagrody – ocena będzie jak zawsze subiektywna, bo gusta mamy różne i każdy z nas kieruje się czymś innym przy takim wyborze. Wybór nie podlega dyskusji.
W konkursie mogą wziąć udział wszyscy, ale adres do wysyłki nagrody musi być na terenie Polski. 
5. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone na blogu, a nagrodzone osoby będą zobowiązane do przesłania danych adresowych w ciągu 2 dni od dnia ogłoszenia wyników. Dane adresowe zostaną wykorzystane tylko w celu przesłania nagrody.
6. Organizatorem i sponsorem nagród w konkursie jestem ja, czyli Margarytka.  
7. Do wygrania są trzy nagrody - sprzęty firmy Russell Hobbs. Wszystkie urządzenia posiadają gwarancję i są nowe.

  Parowar COOK@HOME








czwartek, 27 marca 2014

Strucla z białym makiem i bakaliami

Kolejny wypiek, który pozwolił mi zużyć to, co zalegało w zamrażarce. Gdy przygotowywałam Rogale Marcińskie zrobiłam więcej masy, podobnie uczyniła moja mama. I gdy zebrałam masę razem, to się okazało, że jest jej tyle, że spokojnie zrobię dwa makowce. To moje drugie podejście do strucli z białym makiem, pierwszą zrobiłam dwa lata temu (też zużyłam nadmiar masy) i była bardzo smaczna. Przepis na ciasto jest prawie identyczny jak w strucli z ciemnym makiem, zmniejszyłam tylko ilość drożdży z 50 g do 30 g, a i tak ciasto wyrosło doskonale.
Tym razem zawinęłam makowce w papier do pieczenia, bo obawiałam się, że spora ilość masy spowoduje, że za mocno popękają. Na szczęście nic takiego się nie stało, choć delikatne pęknięcia się pojawiły. Jest to jednak normalne zjawisko, gdy w strucli jest dużo masy i nie ma powodu, aby się tym przejmować, bo ja to mówi moja sąsiadka: ciasto nie nadaje się do niczego innego, jak tylko do jedzenia. 


Składniki na dwie duże strucle:

Rozczyn:
30 g świeżych drożdży
2 łyżki ciepłego mleka
1 czubata łyżeczka jogurtu naturalnego
1 łyżka mąki pszennej luksusowej albo tortowej
1 łyżeczka cukru

Ciasto:
4 żółtka
150 g drobnego cukru do wypieków (nie pudru)
¾ szklanki* ciepłego mleka
szczypta soli
500 g mąki pszennej luksusowej typ 550
2 łyżki cukru waniliowego (u mnie domowy)
100 g roztopionego, ostudzonego masła

Nadzienie:
350 g białego maku
100 g masy marcepanowej
3/4 szklanki cukru pudru
150 g orzechów włoskich
100 g blanszowanych migdałów - bez skórki (użyłam płatków migdałowych)
70 g suszonych fig
70 g daktyli bez pestek (użyłam świeżych, ale mogą być też suszone)
3 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej
3 łyżki gęstej kwaśnej śmietany (użyłam 12 %, ale może być 18 czy 22 %)
2 białka
4 podłużne biszkopty, pokruszone na okruszki (utłukłam je w moździerzu niezbyt drobno) albo kawałek suchej chałki

Lukier:
cukier puder
1 łyżka soku z cytryny
gorąca woda

*Używam szklanki o pojemności 250 ml


Nadzienie:
Mak, figi i orzechy sparzyć gorącą wodą (każde w osobnym naczyniu). Zostawić na 30 minut, odcedzić i dobrze odsączyć (na drobnym sicie). Mak, orzechy, figi, daktyle i migdały dwukrotnie przepuścić przez maszynkę z drobnym sitem. Masę marcepanową rozetrzeć mikserem z cukrem pudrem i 3 łyżkami śmietany. Do utartej masy dodawać partiami zmielony mak z bakaliami i cały czas miksować na średnich obrotach. Dodać okruszki biszkoptowe, posiekaną skórkę pomarańczową i dobrze wymieszać. Białka ubić na sztywną pianę, dodać do masy makowej i delikatnie wymieszać. Masa powinna być zwarta, ale nie twarda (jeśli jest za mocno zbita można dodać łyżkę śmietany).
Ciasto:
Przygotować rozczyn: połączyć cukier z jogurtem i ciepłym mlekiem, dodać mąkę i drożdże, wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na około 15 minut.
Żółtka utrzeć z cukrem (ja wykorzystałam trzepaczkę blendera), dodać mąkę, rozczyn i roztopione, ale ostudzone masło i pozostałe produkty. Wyrobić na gładkie ciasto (mnie wyręczył robot Chef Titanium). Zostawić na około 60 minut w ciepłym miejscu do wyrośnięcia, aby podwoiło swoją objętość. Ciasto powinno być dosyć luźne, ale nie lepiące.
Ciasto podzielić na 2 części, każdą rozwałkować na prostokąt o grubości 1 -1,5 cm, nałożyć masę makową i zawinąć - najpierw boki założyć delikatnie do środka (ok. 1 cm), a potem zwinąć w roladę. Przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia albo włożyć w dwa korytka wysmarowane masłem i posypane mąką (w korytkach makowiec wyrasta bardziej do góry, bo ograniczają go brzegi i nie jest taki płaski – ja lubię płaski). Zostawić strucle na pół godziny aż podrosną, nakłuć widelcem na całej długości, posmarować wodą albo rozkłóconym jajkiem (można makowce zawinąć w papier do pieczenia zostawiając ok. 2 cm luzu, wtedy będą bardziej okrągłe niż płaskie, ale i ryzyko pęknięcia będzie dużo mniejsze) i wstawić do nagrzanego do 170 -180 stopni (góra - dół) piekarnika. Piec około 30 - 40 minut – do ładnego zrumienienia.
Zostawić do przestygnięcia. Z cukru pudru, soku z cytryny i odrobiny gorącej wody utrzeć lukier i posmarować nim makowce.
Makowce można zamrozić, a rozmrażać najlepiej w temperaturze pokojowej – trwa to około 2 – 3 godzin. 


poniedziałek, 24 marca 2014

Drożdżówki z serem i borówkami

Na półce w lodówce stało pudełeczko zmielonego twarogu. Kupione z myślą o czymś zupełnie innym, ale jak to w życiu bywa,  czasem pomysły zostają zweryfikowane. W zamrażarce mam jeszcze sporo różnych owoców i znalazłam trochę kruszonki, więc postanowiłam, że będą drożdżówki z serem, borówkami i kruszonką. I jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Wykorzystałam ciasto z drożdżówek z truskawkami i rabarbarem, choć nieco je podrasowałam. Odkąd zaczęłam dodawać do zaczynu jogurt naturalny, odtąd mogłam zmniejszyć ilość drożdży, a ciasto rośnie cudownie. 


Składniki na 12 dużych albo 18 małych drożdżówek:

Rozczyn:
25 g świeżych drożdży
2 łyżki ciepłego mleka
1 łyżka jogurtu naturalnego
1 łyżka mąki
1 łyżeczka cukru

Ciasto właściwe:
500 g mąki pszennej luksusowej typ 550
4 żółtka (z dużych jajek)
100 g drobnego cukru do wypieków
1 łyżka cukru waniliowego (dałam domowy)
2 łyżeczki esencji waniliowej (dałam domową) – można pominąć
200 ml ciepłego mleka
100 g roztopionego, ostudzonego masła
¼ łyżeczki soli

Nadzienie:
450 g twarogu (ja użyłam normalnego twarogu drobno mielonego )
2 łyżki jogurtu naturalnego (można pominąć, jeśli twaróg jest luźny – mój był gęsty, więc musiałam dodać)
1 małe jajko
1 – 2 łyżki drobnego cukru
2 łyżki cukru waniliowego (dałam cukier z prawdziwą wanilią Kotanyi, bo domowy się skończył)
borówki amerykańskie (ja użyłam mrożonych) albo inne owoce, wg uznania

Kruszonka:
75 g mąki pszennej tortowej typ 450
50 g drobnego cukru (nie pudru)
40 g masła

Lukier:
cukier puder
1 łyżeczka soku z cytryny
gorąca woda 

 

Przygotować rozczyn: mleko i jogurt podgrzać, dodać drożdże, 1 łyżkę mąki, 1 łyżeczkę cukru, dobrze rozmieszać w dużym kubku i zostawić do wyrośnięcia na około 15 minut.
Masło roztopić i zostawić do przestygnięcia. Żółtka utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę (ja wykorzystałam trzepaczkę ręcznego blendera).
Mąkę przesiać do miski i wymieszać z solą, dodać utarte żółtka, wyrośnięty rozczyn, ciepłe mleko, esencję waniliową i wyrobić ciasto. Pod koniec wyrabiania dodać stopione, ciepłe masło i wyrabiać ciasto tak długo, aż powierzchnia przestanie błyszczeć (trwa to około 10 minut – mnie wyręczył robot). Wyrobione ciasto przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na godzinę, powinno podwoić swoją objętość.
W czasie, gdy ciasto rośnie przygotować nadzienie. Twaróg wymieszać z jogurtem, cukrem i cukrem waniliowym. Spróbować, jeśli jest mało słodki można wsypać jeszcze trochę cukru. Dodać całe jajko, wymieszać i już nie smakować.
Przygotować kruszonkę: wszystkie składniki włożyć do miski, zrobić kruszonkę rozcierając palcami masło z mąką i cukrem (mnie w tej czynności wyręcza robot). Gotową kruszonkę wstawić do lodówki.
Wyrośnięte ciasto podzielić na 12 albo 18 części. Z każdej części uformować okrągły placuszek, ułożyć na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia, przykryć ściereczką i odstawić na 30 minut do napuszenia. Za pomocą dużej szklanki o grubym dnie (np. taką do drinków), wycisnąć w każdym placuszku wgłębienie – jeśli ciasto się nie unosi, to znaczy, że jest dobrze wyrośnięte. Do każdego wgłębienia nałożyć po łyżce twarogu (mniej więcej po równo do każdej drożdżówki). Na twarogu ułożyć borówki i całość posypać kruszonką (ja połowę posypałam, a drugą połowę zostawiłam bez kruszonki).
Piekarnik nagrzać do 175 -180 stopni (u mnie opcja góra – dół), włożyć blaszkę z drożdżówkami (każdą osobno), piec około 15 - 20 minut – do ładnego zrumienienia. Drożdżówki przełożyć na kratkę i zostawić do wystygnięcia.
Z cukru pudru, soku z cytryny, odrobiny gorącej wody utrzeć lukier i polukrować gotowe drożdżówki. 



sobota, 22 marca 2014

Pasta z makreli z jajkiem i rzodkiewką

Kolejne smarowidło do pieczywa. Bardzo je lubimy i stosunkowo często pojawiają się na naszym stole. A pasty z wędzonych ryb w różnych odsłonach zajmują szczególne miejsce na liście dodatków do pieczywa. Często robię pastę z makreli z twarogiem czy też z wędzonym łososiem albo pstrągiem. Urozmaicam je zieleniną, którą akurat mam w domu. Tym razem w paście wylądował szczypiorek, który razem z rzodkiewką nadał paście charakteru. 


Składniki na średniej wielkości salaterkę:

1 duża wędzona makrela
3 jajka ugotowane na twardo
6 – 8 rzodkiewek (w zależności od wielkości)
3 łyżki posiekanego szczypiorku
2 łyżki jogurtu naturalnego
1 czubata łyżeczka majonezu
1 łyżeczka musztardy (u mnie ostra sarepska)
kolorowy pieprz
sól (ja nie dodaję, bo dla mnie wędzona makrela jest wystarczająco słona)


Makrelę obrać i dokładnie oczyścić z ości. Jajka drobno posiekać albo zetrzeć na tarce. Rzodkiewkę pokroić w bardzo drobną kosteczkę (nie ścierać na tarce, bo puści za dużo soku). Do miski włożyć rybę, jajka, rzodkiewkę, szczypiorek, dodać jogurt, majonez, musztardę, pieprz i sól do smaku (u mnie sporo pieprzu i zero soli). Wymieszać dokładnie i gotowe. Odstawić na 2 – 3 godziny, aby się przegryzła. Można przechowywać w lodówce do 2 - 3 dni (najlepiej w szklanym naczyniu).


czwartek, 20 marca 2014

Kasza manna na gęsto

Kasza manna od zawsze kojarzy mi się z dzieciństwem, przedszkolem i podwieczorkiem. Pojawiała się na małych talerzykach z dodatkiem soku malinowego. I gdy większość dzieci najpierw wyjadała sok, to ja go zgarniałam i jadłam samą kaszkę zostawiając sok na talerzyku. I tak zostało mi do dziś, najbardziej lubię kaszkę bez zbędnych dodatków, ewentualnie z odrobiną cynamonu czy karmelu z wanilią.
Dziś proponuję bardzo prostą wersję kaszy manny. Jedni ją uwielbiają, inni nienawidzą. Można ją przygotować na kilka sposobów, wykorzystując wodę albo mleko (zwykłe, sojowe, kokosowe). Można do mleka wsypać łyżeczkę kakao i otrzymać kaszkę w wersji czekoladowej. Odrobina cynamonu i starte jabłko albo rozgnieciony banan uczynią kaszkę mannę smacznym deserem. Wszystko zależy od naszej inwencji twórczej i smaku.
Jak każda kasza, tak i manna powinna dostać odrobinę tłuszczu, czasami ten z mleka bywa niewystarczający (szczególnie, gdy używa się mleka odtłuszczonego), więc łyżeczka masła jest ważnym dodatkiem. Oczywiście można z niego zrezygnować, gdy np. część mleka zastąpi się kremową śmietaną, która ma znacznie więcej tłuszczu. Ja osobiście gotuję kaszkę na samym mleku.
Ilość kaszy warto dostosować do własnych upodobań. Z tego przepisu wychodzi gęsta, ale miękka kasza i można ją przygotować na kilka sposobów – ja podam trzy różne, a sama najchętniej korzystam z pierwszego. 



Składniki na 2 porcje śniadaniowe albo 3 – 4 małe porcje deserowe:

500 ml mleka albo 400 ml mleka + 100 ml śmietany kremówki
65 -70 g kaszy manny (mniej więcej 4 łyżki stołowe)
1 płaska łyżeczka świeżego masła (pominąć, gdy używamy śmietany)
2 łyżeczki cukru
szczypta soli

Są trzy sposoby przygotowania kaszki.

Sposób pierwszy:
Mleko (albo mleko i śmietanę) wlać do rondelka z grubym dnem, dodać szczyptę soli, masło, cukier i zagotować. Na wrzące mleko wsypać suchą kaszę mannę i cały czas mieszając gotować przez kilka minut, aż kasza zgęstnieje do pożądanej konsystencji. Od razu przelać do miseczek.

Sposób drugi:
¾ mleka wlać do rondelka z grubym dnem, dodać szczyptę soli, masło, cukier i zagotować. Do ½ szklanki mleka wsypać kaszę mannę i wymieszać (zrobić to, gdy mleko jest  już częściowo podgrzane, bo kasza szybko pęcznieje). Do wrzącego mleka wlać napęczniałą kaszę i cały czas mieszając gotować kilka minut, aż kasza zgęstnieje do pożądanej konsystencji. Gorącą przelać do miseczek.

Sposób trzeci:
Do rondelka z grubym dnem wlać mleko, wsypać szczyptę soli, cukier, kaszę, dodać masło i na wolnym ogniu podgrzewać cały czas mieszając. Gdy kasza zgęstnieje przelać do miseczek.

Podawać na ciepło albo na zimno z ulubionymi dodatkami. 




środa, 19 marca 2014

Rogaliki drożdżowe – wersja II

Ostatnio mam fazę na drożdżowe wypieki, jakoś wyjątkowo dobrze mi się pracuje z ciastem i efekty cieszą nie tylko wizualnie, ale i smakowo.
Na blogu co prawda są już rogaliki drożdżowe i rogaliki topione, ale dzisiejszy przepis jest wynikiem moich eksperymentów z ciastem drożdżowym. Rogaliki wyszły cudownie miękkie, pachnące wanilią, delikatne i puszyste. Kilka zamroziłam, aby Zielonooki mógł zabrać do pracy, zaniosłam sąsiadce, a reszta dziwnie szybko się rozeszła. Rogaliki najsmaczniejsze są tego samego dnia, ale jak pokazało życie i kolejnego dnia niczego im nie brakuje, są mięciutkie i smaczne.
Z resztek ciasta zrobiłam też trzy „pączki” pieczone – chciałam zobaczyć czy wyjdą lepsze niż wcześniej robione przeze mnie pieczone bułeczki zwane pączkami. I przyznam, że jestem mile zaskoczona. Spokojnie można przygotować z tego ciasta pieczone pączki, fajnie wyrastają i są bardzo puszyste (widać je na ostatnim zdjęciu z przygotowania).


Składniki na 16 - 20 średniej wielkości rogalików:

Ciasto:
530 g mąki pszennej luksusowej typ 550 (ja osobiście od dawna używam mąki Lubelli i dla mnie jest najlepsza)
4 płaskie łyżki cukru (dałam domowy waniliowy)
25 g świeżych drożdży (albo 7 g suchych)
250 ml ciepłego mleka (u mnie 2 %)
1 łyżka jogurtu naturalnego
70 g roztopionego i ostudzonego masła
15 ml (1 łyżka) oleju (dałam z pestek winogron, ale może być inny)
4 żółtka z dużych jajek
szczypta soli
1 łyżeczka pasty waniliowej

Dodatkowo
1 słoiczek konfitury, marmolady albo dżemu (u mnie konfitura różana) – ważne, aby nie był to dżem z zagęstnikami, bo wypłynie w trakcie pieczenia
1 małe rozkłócone jajko do posmarowania rogalików
1 szklanka cukru pudru + odrobina gorącej wody na lukier


Jogurt wymieszać z 3 łyżkami bardzo ciepłego mleka (temperatura całości się nieco obniży, ale ciągle ma być dosyć ciepłe), dodać 1 łyżkę cukru, pokruszone drożdże i 1 łyżkę mąki, wymieszać i zostawić na około 10 – 15 minut do wyrośnięcia.
Do misy przesiać mąkę, dodać szczyptę soli. Masło rozpuścić. Żółtka utrzeć z resztą cukru i pastą waniliową na jasny kogel – mogel. Do mąki dodać utarte żółtka, ciepłe mleko, wyrośnięty zaczyn, olej i roztopione masło. Zagnieść gładkie, elastyczne ciasto (robot robił to około 10 minut).
Ciasto zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na 45 – 60 minut,  powinno znacznie zwiększyć swoją objętość. Wyrośnięte ciasto podzielić na 2 równe części, każdą rozwałkować na duży okrąg (można przyłożyć duży talerz i wyciąć równy okrąg, a z resztek zrobić 2 – 3 dodatkowe rogaliki). Każdy okrąg podzielić na 8 trójkątów, na każdy nałożyć po małej łyżeczce konfitury i zwinąć rogaliki. Ułożyć je na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia w dosyć dużych odstępach i zostawić na 25 minut do napuszenia. Posmarować rozkłóconym jajkiem. Piekarnik nagrzać do 180 stopni (góra – dół), wstawić blaszkę i piec około 20 minut do ładnego zrumienienia (ja piekłam pojedynczo, nie wstawiałam dwóch blaszek na raz). Po upieczeniu przełożyć na kratkę.
Z cukru pudru i niewielkiej ilości wody utrzeć gładki lukier i polać ciepłe rogaliki. Zostawić do wystygnięcia. 



wtorek, 18 marca 2014

Chrzanowa pasta jajeczna

Pasty do pieczywa są obecne na moim stole dosyć często. Wędliny ze sklepu niestety pozostawiają wiele do życzenia, sama robię je niezbyt często (chyba się w końcu zdecyduję na zakup szynkowara), a coś do pieczywa być musi. Pasty wszelkiego rodzaju są bardzo dobrym rozwiązaniem, tym bardziej, że od dawna nie używamy żadnych smarowideł w postaci masła czy margaryny.  Moją ulubioną pastą jest ta z wędzoną makrelą i twarogiem, ale i jajeczną bardzo lubię. Dwie pasty jajeczne są już na blogu, dziś trzecia, w trochę innej wersji, ostrzejszej i bez dodatku majonezu. 


Składniki na małą salaterkę (wystarczy dla 2 osób na jeden posiłek):
3 - 4 duże jajka
1 łyżka posiekanego szczypiorku
1 czubata łyżeczka chrzanu
1 łyżka jogurtu naturalnego
sól i pieprz do smaku

Jajka ugotować na twardo (ja wkładam do zimnej wody i od chwili wrzenia gotuję około 5 - 6 minut). Ugotowane jajka obrać i lekko ciepłe rozgnieść widelcem albo zetrzeć na tarce (wybieram widelec). Gdy jajka zupełnie ostygną dodać posiekany szczypiorek, chrzan, jogurt, sól i pieprz do smaku. Wymieszać i gotowe.

niedziela, 16 marca 2014

Kotlety ziemniaczane

Ziemniaki przewijają się przez nasz stół głównie w weekendy, a ostatnio na blogu sporo dań z ich dodatkiem, a wszystko dlatego, że nadrabiam zaległości i sięgam po przygotowane wcześniej potrawy i jakimś dziwnym trafem padło na potrawy z ziemniaków.
Dziś bardzo proste kotlety ziemniaczane, smażone bez panierki na bardzo niewielkiej ilości tłuszczu. Można je podawać z sosem pieczarkowym, pomidorowym, koperkowym, warzywnym albo z gulaszem. U mnie były w towarzystwie sosu pieczarkowego i bukietu sałat. 


Składniki na 6 niedużych kotletów (mniej więcej na dwie, w porywach trzy porcje):

500 g ugotowanych ziemniaków z duża zawartością skrobi (typ C)
1 małe jajko
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 łyżka posiekanego szczypiorku
1 łyżka posiekanego koperku
¼ łyżeczki soli
¼ łyżeczki pieprzu
¼ łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
tłuszcz do smażenia – u mnie 1 łyżeczka oleju rzepakowego


Ziemniaki zemleć albo przepuścić przez praskę. Dodać jajko, posiekany szczypiorek, koperek i natkę pietruszki, wsypać przyprawy i dodać mąkę. Całość wymieszać i sprawdzić, czy da się formować kotlety – jeśli nie, to dosypać jeszcze 1 łyżkę mąki. Z przygotowanej masy uformować 6 małych kotletów.
Na patelni rozgrzać tłuszcz, włożyć kotleciki i smażyć na małym ogniu po kilka minut z każdej strony. Po przewróceniu na drugą stronę przykryć patelnię. Gotowe kotleciki przełożyć na papierowy ręcznik i odsączyć z nadmiaru tłuszczu (u mnie było go niewiele).
Podawać z ulubionymi dodatkami.




sobota, 15 marca 2014

Grahamki na jogurcie

Już od jakiegoś czasu próbowałam różnych przepisów na grahamki, bo bardzo je lubię, ale nie znalazłam tego jednego jedynego, dla mnie idealnego, bo jedne były z melasą, inne za słodkie albo gumowate. Pewnego dnia okazało się, że nie mam w domu pieczywa (chleb jedzony przez tydzień skończył się). W szafce znalazłam różne mąki, w tym mąkę graham, no i postanowiłam nie korzystać z żadnego przepisu, ale zrobić po swojemu. I wyszły takie jak chciałam, żeby były – delikatne, puszyste, a nie zbite i gumowate. 


Składniki na 9 bułeczek:

240 g (1,5 szklanki*) mąki graham typ 1850
150 g (1 szklanka) mąki pszennej chlebowej typ 1100 (można użyć typ 750)
25 g świeżych drożdży (można użyć 7 g suchych)
2 pełne łyżeczki cukru trzcinowego
1 płaska łyżeczka soli
100 g jogurtu naturalnego
125 ml (½ szklanki) ciepłej wody
125 ml (½ szklanki) ciepłego mleka
30 ml (2 łyżki) oleju z pestek winogron (można dać inny)

dodatkowo: rozkłócone jajko do posmarowania bułeczek

*używam szklanki o pojemności 250 ml


Drożdże rozkruszyć do kubka, dodać cukier, 1 łyżeczkę jogurtu, 4 łyżki ciepłego mleka i 1 łyżkę mąki chlebowej. Wymieszać i zostawić na 15 minut do wyrośnięcia.
Do misy przesiać mąkę, dodać sól, olej, jogurt, wodę i mleko i wyrośnięty zaczyn. Wyrobić gładkie ciasto (ja wyrabiałam w robocie przez 10 minut i zagniatałam 2 minuty ręcznie). Ciasto powinno być dosyć luźne, może być nawet trochę lepiące (jeśli byłoby za suche to dodać trochę letniej wody), ale powinno trzymać kształt. Przełożyć do miski wysypanej mąką i zostawić do podwojenia objętości na około 60 minut. Wyrośnięte ciasto krótko zagnieść i podzielić na 9 równych części (po mniej więcej 80 g). Z każdej części uformować owalną albo okrągłą bułeczkę i ułożyć je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryć ściereczką i zostawić do ponownego wyrośnięcia na około 40 minut.
Wyrośnięte bułeczki posmarować rozkłóconym jajkiem. Piekarnik nagrzać do 200 stopni (góra – dół), wstawić blaszkę z bułkami do gorącego piekarnika i piec około 20 minut do ładnego zrumienienia. Wyciągnąć z piekarnika, przełożyć na kratkę i zostawić do całkowitego wystudzenia.


piątek, 14 marca 2014

Chleb graham na zakwasie żytnim razowym

Od pewnego czasu eksperymentuję z mąką graham i coraz bardziej mi się te eksperymenty podobają, bo pieczywo wychodzi naprawdę bardzo smaczne. Tym razem postanowiłam namieszać i wrzucić do chleba trochę ziarenek, które bardzo lubię i które zdecydowanie dobrze działają na układ trawienny. Chleb nie jest trudny do przygotowania, ale wymaga cierpliwości, bo od zarobienia do wstawienia do piekarnika mija 10 – 14 godzin. Nie dodaję do niego drożdży, a jedynie sam zakwas, więc siłą rzeczy czas wyrastania jest dosyć długi. Ale zdecydowanie warto poczekać. Ja przygotowuję większość chlebów na zaczynie, są wtedy mniej kwaśne i wg mnie smaczniejsze. 
Chleb jest dosyć ciężki, wilgotny i bardzo sycący. Bochenek po upieczeniu ważył 1,25 kg, więc podzieliłam się nim z sąsiadką, bo choć długo zachowuje świeżość, to jedzenie tego samego chleba przez dwa tygodnie jest mało atrakcyjne. 



Składniki na foremkę keksówkę 33 x 9 cm (mierzone na spodzie foremki)

Zaczyn:
75 g aktywnego zakwasu żytniego
75 g mąki chlebowej pszennej typ 1100 (w zastępstwie można dać bardziej dostępny typ 750)
75 g letniej wody

Ciasto właściwe:
300 g mąki graham typ 1850
140 g mąki pszennej chlebowej typ 1100 (w zastępstwie można dać typ 750)
160 g mąki pszennej chlebowej typ 750
60 g ziaren słonecznika
40 g nasion dyni
30 g siemienia lnianego
500 g letniej wody
20 g (1,5 łyżeczki) soli
cały zaczyn


Wieczorem* przygotować zaczyn: wymieszać zakwas z wodą i mąką, przykryć i zostawić na co najmniej 12 godzin w ciepłym miejscu (u mnie kuchenny blat).
Rano przygotować ciasto właściwe. Do miski przesiać mąkę (mąki graham nie przesiewam, bo mi przez sito nie przechodzi), dodać ziarna, sól, cały zaczyn i z pomocą robota albo drewnianej kopystki (łyżki) wyrobić jednolite ciasto (mnie wyręczył robot). Ciasto będzie dosyć luźne, ale takie ma być. Przykryć ściereczką i zostawić na 8 – 12 godzin do wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Wyrośnięte ciasto przełożyć do foremki posmarowanej masłem (nie trzeba niczym posypywać), przykryć ściereczką i odstawić jeszcze na 2 godziny, aby jeszcze trochę podrosło.
Piekarnik nagrzać do 220 stopni (góra - dół), wstawić blaszkę z chlebem i piec 10 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 190 stopni i piec jeszcze 60 minut. Od razu po upieczeniu wyciągnąć chleb z piekarnika, zostawić w foremce na 5 minut, a następnie wyłożyć na kratkę i zostawić do całkowitego wystudzenia... choć ciężko się oprzeć, aby nie ukroić ciepłej pachnącej kromki.

Ps. Można przygotować zaczyn rano, a wieczorem zarobić ciasto i zostawić je do wyrastania na całą noc i dopiero następnego dnia rano upiec chleb.