W sobotę 11 lipca 2015 r w Food Lab Studio spotkało się 10
blogerek kulinarnych razem ze swoimi wspaniałymi drużynami, których
członkowie zostali wyłonieni w I etapie konkursu, który odbywał
się na blogach.
Ja swojego zespołu w zasadzie nie znałam.
Agnieszka to była jedyna osoba, z którą miałam wcześniej kontakt
telefoniczny, ale nigdy się nie widziałyśmy. Druga Agnieszka,
Klaudia i Ola były dla mnie zagadką, nie wiedziałam jak gotują,
co potrafią. Przysłały mi wspaniałe propozycje swoich dań i na
tej podstawia dokonałam wyboru.
Od lewej: Agnieszka, Lili (córka Agnieszki), Agnieszka, ja, Klaudia i Ola
/fot. Paweł Wala/
W zasadzie od pierwszego wejrzenia wiedziałyśmy, że stworzymy fajną drużynę. Moja babska drużyna do zadania podeszła na luzie, bez presji. Wybrałam takie dwa dania z czterech nagrodzonych w I etapie, które pozwoliły nam spokojnie zmieścić się w wyznaczonym czasie.
Oj, czegoś nam tu brakuje... idziemy szukać reszty składników:
Na przygotowanie
dwóch dań (po trzy porcje) mieliśmy 90 minut. I dużo i mało,
szczególnie, gdy walczy się o dostęp do piekarnika i sprzętu typu blender czy mikser (zdecydowanie było ich za mało) i gdy okazuje
się, że brakuje podstawowego produktu do przygotowania głównego
dania.
Jednym z naszych dań były sakiewki, do których potrzebowałyśmy trzech piersi z kurczaka, a dostałyśmy tylko jedną i to jeszcze nie nadającą się do użytku. Na szczęście Asia odpowiedzialna za zakupy szybko się zorganizowała, pojechała i kupiła dla nas mięso. To jednak spowodowało, że miałyśmy małą obsuwę... No, ale przecież ten czas też można było jakoś wykorzystać, więc Agnieszka i Ola zabrały się za przygotowanie nadzienia do sakiewek, podczas gdy Klaudia i druga Agnieszka szykowały deser, piekły ciasto francuskie, marynowały truskawki i kręciły krem.
Jednym z naszych dań były sakiewki, do których potrzebowałyśmy trzech piersi z kurczaka, a dostałyśmy tylko jedną i to jeszcze nie nadającą się do użytku. Na szczęście Asia odpowiedzialna za zakupy szybko się zorganizowała, pojechała i kupiła dla nas mięso. To jednak spowodowało, że miałyśmy małą obsuwę... No, ale przecież ten czas też można było jakoś wykorzystać, więc Agnieszka i Ola zabrały się za przygotowanie nadzienia do sakiewek, podczas gdy Klaudia i druga Agnieszka szykowały deser, piekły ciasto francuskie, marynowały truskawki i kręciły krem.
Cała moja cudowna ekipa i przeszkadzajka w osobie Davida :-)
/fot. Paweł Wala/
Ja zajęłam się bardziej przyziemnymi sprawami, jak pilnowanie piekarnika, poszukiwanie blendera, przycinanie foli, robienie marchewek itp. Gdy dotarło mięso okazało się, że nie ma go czym rozbić, więc Agnieszka, niczym pomysłowy Dobromir wykorzystała wałek i rękojeść noża. Sakiewki zostały szybko nadziane i powędrowały do piekarnika.
Lili, Agnieszka i Klaudia nudzą się.. ciastka upieczone, a krem to pikuś :-)
Ola... ale o co chodzi?
Chwila przerwy :-)
W trakcie przygotowań pojawiała się przy naszym stole
przeszkadzajka w postaci przeuroczego francuskiego kucharza Davida,
który prowadził całą imprezę. Pytał, doradzał, dyskutował,
przyszedł z pomocą Oli i wyczarował dla niej obieraczkę, która
kilka minut wcześniej okazała się nie do zdobycia.
Ciasto francuskie było przygotowane, krem się chłodził, sakiewki się piekły, marchewki glazurowały, a my miałyśmy chwilę czasu, aby na luzie pogadać. I wiedziałyśmy, że mamy dużo czasu do wydania dania i że damy radę.
Ciasto francuskie było przygotowane, krem się chłodził, sakiewki się piekły, marchewki glazurowały, a my miałyśmy chwilę czasu, aby na luzie pogadać. I wiedziałyśmy, że mamy dużo czasu do wydania dania i że damy radę.
Przygotowania naszych dań:
W międzyczasie przygotowałyśmy dekoracje
talerzy, a kilkanaście minut przed końcem dziewczyny złożyły
deser, na talerze powędrowały upieczone sakiewki i marchewki. Pełen
luz i doskonały humor, bo wszystkie bawiłyśmy się przy tym
znakomicie mając nadzieje, że to, co przygotowałyśmy będzie
jadalne i nikogo nie otrujemy.
W oczekiwaniu na prezentację dania pogaduchy: dwie Agnieszki, Słodka Babeczka i Lili
Szanowne jury :-)
Trzyosobowa komisja, w której byli sami panowie miała trudny orzech do zgryzienia, bo pojawiło się przed nimi 20 wspaniałych dań. Co jedno to lepsze. Mnie zaczarował deser przygotowany przez zespół Asi – Słodkiej Babeczki, był jedyny w swoim rodzaju i przepyszny. Innych dań niestety nie miałam okazji skosztować.
A oto i nasze dania:
Sakiewka z kurczaka nadziewana żurawiną, wędzonym boczkiem, serkiem Almette Wiśnia z Żurawiną, przyprawiona ziołami dalmatyńskimi, chili, zapieczona z sosem sojowo - miodowym, podana z glazurowanymi marchewkami posypanymi prażonym sezamem.
Sakiewka z kurczaka nadziewana żurawiną, wędzonym boczkiem, serkiem Almette Wiśnia z Żurawiną, przyprawiona ziołami dalmatyńskimi, chili, zapieczona z sosem sojowo - miodowym, podana z glazurowanymi marchewkami posypanymi prażonym sezamem.
Deser Francuska Fantazja z kemem z bitej śmietany, serka Almette z truskawkami marynowanymi w sosie balsamicznym.
/fot. Paweł Wala/
Gdy przyszedł czas na werdykt, to moja grupa w najlepsze sobie gadała i jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że to właśnie my wygrałyśmy. Ja podobno miałam oczy jak pięciozłotówki, pełne niedowierzania... bo tak prawdę mówiąc zupełnie się nie spodziewałam, że może nam się udać, choć uważam, że miałyśmy przepyszne i piękne dania... Ale wszystkie dania poddane ocenie były piękne i apetyczne, więc nadziei wielkich nie miałam.
Dosyć długo nie docierało do mnie, że to naprawdę się wydarzyło... aż się popłakałam ze wzruszenia i radości. A Ola mi na koniec powiedziała, że ona czuła, że to my wygramy.
Gdy przyszedł czas na werdykt, to moja grupa w najlepsze sobie gadała i jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że to właśnie my wygrałyśmy. Ja podobno miałam oczy jak pięciozłotówki, pełne niedowierzania... bo tak prawdę mówiąc zupełnie się nie spodziewałam, że może nam się udać, choć uważam, że miałyśmy przepyszne i piękne dania... Ale wszystkie dania poddane ocenie były piękne i apetyczne, więc nadziei wielkich nie miałam.
Dosyć długo nie docierało do mnie, że to naprawdę się wydarzyło... aż się popłakałam ze wzruszenia i radości. A Ola mi na koniec powiedziała, że ona czuła, że to my wygramy.
Nagrodą dla wygranego zespołu były zestawy noży Fiskars i warsztaty z samym Davidem, a dla mnie ten ogromny czek. Przygotowaliśmy wspólnie obiad i dostaliśmy świetną lekcję gotowania. David chętnie dzielił się wiedzą, pomysłami, podpowiadał, radził i chyba dobrze się z nami bawił. W warsztatach towarzyszyła nam córka Agnieszki – Lili, która była szczęśliwa, że może wreszcie dorwać się do garnków (podczas konkursu nie mogła bidulka nic zrobić, bo to wbrew zasadom – stała tylko i się przyglądała poczynaniom naszej drużyny).
Podczas warsztatów przygotowaliśmy dwa dania:
przystawkę, na którą składała się smażona pierś z kaczki,
pure ziemniaczane i sos wiśniowy z rozmarynem i porto:
danie główne, w skład którego weszły kofty jagnięce, pilaw z
morelami i delikatny sos jogurtowy:
Wszystko wyszło pyszne, ale mnie najbardziej urzekł pilaw, który
już zdążyłam przygotować w domu i niebawem podzielę się
przepisem.
Wspólne warsztaty sprawiły, że już nie miałyśmy za wiele czasu, aby jeszcze gdzieś pójść i pogadać, bo czekała nas jeszcze droga powrotna do domu... Klaudię nawet bardzo daleka.
Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się z dziewczynami spotkać, bo czuję spory niedosyt... wszystko działo się tak szybko, w zamieszaniu i gwarze.
A teraz chciałabym podziękować mojej zgranej drużynie. Dziewczyny, jesteście wspaniałe – każda z osobna i jako zespół. Fantastycznie ze sobą współpracowałyście, nie trzeba było Wam mówić, co i kiedy trzeba zrobić, po prostu to czułyście. Jestem z Was dumna i cieszę się ogromnie, że to właśnie nam się tym razem udało, że to nasze potrawy okazały się tymi na medal. Brawa dla Was, bo ja bez Was bym tego nie zrobiła. W grupie siła.
Było naprawdę wyjątkowo jeśli chodzi o towarzystwo i emocje, choć organizacja całego wydarzenia pozostawiała wiele do życzenia (chaos, za mało sprzętu, mało miejsca). Jednak utwierdziłam się w przekonaniu, że tak jak lubię gotować, tak nie lubię rywalizować... ale już ochłonęłam i oczywiście ogromnie się cieszę z wygranej.
Wspólne warsztaty sprawiły, że już nie miałyśmy za wiele czasu, aby jeszcze gdzieś pójść i pogadać, bo czekała nas jeszcze droga powrotna do domu... Klaudię nawet bardzo daleka.
Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się z dziewczynami spotkać, bo czuję spory niedosyt... wszystko działo się tak szybko, w zamieszaniu i gwarze.
A teraz chciałabym podziękować mojej zgranej drużynie. Dziewczyny, jesteście wspaniałe – każda z osobna i jako zespół. Fantastycznie ze sobą współpracowałyście, nie trzeba było Wam mówić, co i kiedy trzeba zrobić, po prostu to czułyście. Jestem z Was dumna i cieszę się ogromnie, że to właśnie nam się tym razem udało, że to nasze potrawy okazały się tymi na medal. Brawa dla Was, bo ja bez Was bym tego nie zrobiła. W grupie siła.
Było naprawdę wyjątkowo jeśli chodzi o towarzystwo i emocje, choć organizacja całego wydarzenia pozostawiała wiele do życzenia (chaos, za mało sprzętu, mało miejsca). Jednak utwierdziłam się w przekonaniu, że tak jak lubię gotować, tak nie lubię rywalizować... ale już ochłonęłam i oczywiście ogromnie się cieszę z wygranej.
Większość zdjęć jest zrobiona przeze mnie albo pochodzi z mojego aparatu. Kilka zdjęć dzięki uprzejmości Słodkiej Babeczki - robił je jej mąż Paweł. Serdecznie dziękuję.