czwartek, 27 października 2011

Tak pesto smakuje, jak je Joanna zgotuje...

...pod takim hasłem postanowiłyśmy z Asią wspólnie coś ugotować (każda w swoim domu, bo jednak za daleko od siebie mieszkamy, aby wspólnie kucharzyć). Tematem przewodnim uczyniłyśmy pesto – Asia zrobiła czerwone, ja zielone. Z makaronem spaghetti... Dwie Asie, dwa rodzaje pesto - doprawione solą i pieprzem Kotanyi... każdy może coś dla siebie skubnąć.  
Dawno już nie robiłam pesto. I choć nie lubię czosnku to do pesto go dodaję, ale w minimalnej ilości (pół ząbka). Kiedyś, w jednym z programów kulinarnych pojawiło się pesto z selerem naciowym. Oczywiście wypróbowałam i okazało się, że w takiej wersji smakuje mi dużo bardziej, bo seler sprawia, że czosnek nie jest tak wyczuwalny.
Sos można przygotować z pomocą moździerza (wtedy oliwę wlewa się wolnym strumieniem) albo blendera. Obie (Asia i ja) wykorzystałyśmy rozdrabniacz ręcznego blenderaTriblade HB724 firmy Kenwood 


Składniki na 2 – 3 porcje:

10 dorodnych łodyżek bazylii
2 nieduże ząbki czosnku (ja dałam ½ ząbka)
1/3 szklanki oliwy z oliwek (extra virgin)
1 łyżka orzeszków piniowych (można zastąpić orzechami nerkowca albo słonecznikiem)
3 łyżki startego parmezanu (użyłam sera grana padano)
sól morska w młynku Kotanyi
pieprz biały Kotanyi
opcjonalnie 1 łodyga selera naciowego

200 -250 g makaronu spaghetti
parmezan do posypania


Opłukane i osuszone listki bazylii oderwać od łodyżek. Wrzucić do pojemnika, w którym będzie robiony sos. Czosnek również pokroić i dodać do pojemnika. Wlać część oliwy i zmiksować.
Dodać parmezan, a następnie zrumienione na suchej patelni orzeszki pinii i resztę oliwy. Dokładnie zmiksować. Dodać sól i pieprz do smaku, ewentualnie odrobinę cukru i jeszcze raz zmiksować.
W dużym garnku zagotować wodę z 1 łyżeczką soli i 1 łyżką oliwy. Makaron ugotować al dente. Odcedzić. Sos wlać do gorącego makaronu i szybko wymieszać. Przełożyć na talerze i posypać tartym parmezanem.


środa, 26 października 2011

Wątróbka z cebulą

Rzadko jadam podroby, ale raz na jakiś czas nam ochotę na wątróbkę. Drobiową lubię z jabłkiem i cebulką, a wieprzową czy cielęcą z samą cebulką. Ostatnio Dorota pytała mnie w mailu o przygotowanie wątróbki, bo nie robiła jej wcześniej. Pomyślałam, że to dobry pomysł, aby podzielić się przepisem na blogu. Dla gotujących od dawna to nie będzie żadna nowość, ale może początkującym się przyda. Wątróbkę robiłam całkiem niedawno, więc zdjęcia są jeszcze świeże/  
W moim rodzinnym domu dodatkiem do wątróbki zawsze była surówka z kapusty i ziemniaki. I to przyzwyczajenie mi zostało, bo uważam, że jest to połączenie idealne.
Poza tym wątróbkę jadam tylko w postaci dobrze wysmażonej, żadna duszona czy gotowana nie wchodzi w grę. No tak mam i nic na to nie poradzę.


Składniki na 2 porcje

300 g wątroby wieprzowej
3 duże cebula
1 łyżka smalcu
2 -3 łyżki mąki pszennej
sól
pieprz (u mnie czarny Kotanyi)
chili

Cebule obrać i pokroić w półtalarki. Wątróbkę dobrze oczyścić, opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem, pokroić na kawałki (najlepiej po skosie). Każdy z kawałków obtoczyć w mące. Na patelni rozgrzać łyżkę smalcu i na gorący tłuszcz wkładać kawałki wątróbki. Smażyć po 3 - 4 minuty z każdej strony. Usmażoną wątróbkę przełożyć do rondla i dopiero w tym momencie każdy kawałek posolić i popieprzyć. Przykryć i trzymać w cieple.

/na zdjęciu ceramiczna patelnia Delimano - najlepsza patelnia ze wszystkich, których do tej pory używałam/

Na patelnie wrzucić cebulę i ją podsmażyć. Dodać ½ łyżeczki soli, ½ łyżeczki pieprzu i szczyptę chili. Podlać cebulę gorącą wodą i dusić około 10 minut do miękkości (woda powinna prawie całkiem odparować). Cebulę przełożyć do usmażonej wątróbki. Całość dusić razem 2 - 3 minuty.
Podawać z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty.


niedziela, 23 października 2011

Sernik krakowski babci Walerii

Sernika krakowskiego nie piekłam dobrych 10 lat. Ale jako, że na serniki mnie ostatnio naszło to postanowiłam sobie go przypomnieć. Obiecałam też bratowej, że upiekę... a skoro jej obiecałam, to z jednego składnika w tym serniku musiałam zrezygnować... a są nim rodzynki.  
Z tego przepisu korzystała moja babcia i z tego przepisu korzystam. Moja babcia do kruchego ciasta dodawała żółtka gotowane i ja od pewnego czasu też tak czynię (wcześniej dawałam surowe, a białka wykorzystywałam do bezy)
Sernik podczas pieczenia lekko rośnie, a potem jak to sernik robi bum i opada. Niczemu to jednak nie przeszkadza, bo jest przepyszny, kremowy i ciężki – taki jaki powinien być sernik krakowski.
Oczywiście ser, którego użyłam nie był serem wiaderkowym, a normalnym twarogiem, który samodzielnie zmieliłam. Zdecydowanie zachęcam Was do używania normalnego twarogu – pracy trochę więcej, ale smak wynagradza ten trud... i to z nawiązką.


Składniki na dużą blaszkę 25 x 40 cm

Kruche ciasto:
2 szklanki (320 g) mąki tortowej
½ szklanki (100 g) cukru
1 kostka (200 g) masła
4 ugotowane żółtka (można dać surowe)
szczypta soli

Masa serowa:
1,3 kg twarogu (użyłam półtłustego)
8 dużych jajek
1 i ¾ szklanki (280 g) cukru pudru (można dać 2 szklanki jeśli lubimy słodszy sernik)
2 czubate łyżki skrobi ziemniaczanej
200 ml śmietanki kremówki (30 -36 %)
200 g miękkiego masła
2 łyżki cukru waniliowego (u mnie domowy)
1 szklanka rodzynków (ja nie dałam)

Lukier:
1 szklanka cukru pudru
1 łyżka soku z cytryny
gorąca woda


Ciasto: Ugotowane żółtka przetrzeć przez sito. Wszystkie składniki zagnieść, aby uzyskać gładkie, jednolite ciasto. Jeśli ciasto się lepi (nie powinno) można podsypać niewielką ilością mąki. Zawinąć w folię spożywczą i włożyć na godzinę do lodówki.

Masa serowa: Twaróg zmielić dwukrotnie w maszynce na drobnym sicie. Żółtka oddzielić od białek. Skrobię ziemniaczaną wymieszać dokładnie z cukrem waniliowym i śmietaną kremówką. Masło utrzeć na puszystą masę, następnie dodawać po 1 żółtku i po 2 łyżki cukru pudru i ucierać. I tak aż do wykorzystania wszystkich żółtek i cukru. Do utartej masy dodawać po 1 łyżce zmielonego twarogu i ucierać na najniższych obrotach aż do wykorzystania całego twarogu. Wlać śmietanę ze skrobią i jeszcze chwilę delikatnie ucierać. Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę. Pianę z białek dodać  i delikatnie wmieszać do masy serowej (świetnie sprawdza się łopatka silikonowa z długą rączką). I ewentualnie dodać rodzynki (albo inne bakalie jeśli mamy ochotę).

Blaszkę (25 x 40 cm) posmarować masłem i oprószyć bułką tartą. Ciasto wyciągnąć z lodówki. 2/3 ciasta rozwałkować na cienki placek (ja to robię między dwoma kawałkami folii spożywczej). Ciasto przełożyć do blaszki (powinno wypełniać całe dno, ale nie powinno tworzyć rantów). Ponakłuwać gęsto widelcem.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni i do gorącego piekarnika wstawić blaszkę z ciastem. Piec około 10 - 15 minut do zrumienienia. Podpieczone ciasto wyciągnąć z piekarnika, temperaturę zmniejszyć do 170 stopni. Na podpieczone ciasto wlać masę serową, wyrównać.
Pozostałą 1/3 ciasta rozwałkować, pociąć na paseczki (zrobiłam to radełkiem) o szerokości 1,5 cm i ułożyć z nich na masie serowej kratkę (można posmarować kratkę rozkłóconym żółtkiem, ale ja tego nie robię). Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 60 – 70 minut (piekłam 70 minut w termoobiegu na 165 stopni). Gdy ciasto będzie upieczone (tu zasada suchego patyczka nie działa, bo gorący ser zawsze jest mokry) wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić na godzinę do przestygnięcia. Wyciągnąć z piekarnika.

Lukier: Z cukru pudru, soku z cytryny i bardzo niewielkiej ilości ciepłej wody utrzeć gładki lukier i polać nim letnie (nie gorące) ciasto. Zostawić do wystygnięcia. Najsmaczniejsze na drugi i trzeci dzień... może i na czwarty, ale nie ma możliwości tego sprawdzić, bo ciasto znika przeważnie już następnego dnia :-)


sobota, 22 października 2011

Ciasto jabłkowo-cynamonowe

Ciasto jest szybkie, zawsze mi się udaje i pięknie pachnie podczas pieczenia.
Najbardziej lubię je jesienną porą, gdy na dworze szybko robi się ciemno... Zapach cynamonu roznoszący się po domu, a potem kawałek ciasta na ciepło i filiżanka herbaty jabłkowo - cynamonowej – nie ma nic lepszego w połączeniu z dobrą książka.
Już nie pamiętam skąd mam przepis na to ciasto. Po raz pierwszy upiekłam je jeszcze w szkole podstawowej, czyli ponad 20 lat temu ;-)) Przez kilka ładnych lat go nie piekłam... dwa lata temu, przeglądając zeszyt z zapiskami, przypomniałam sobie o nim i powtarzam od czasu do czasu.
W ostatni czwartek również je upiekłam, ale wprowadziłam kilka zmian... Jeśli ktoś ma ochotę na pierwotną wersję to można ją znaleźć na moim starym blogu, tu podaję wersję zdrowszą i wg mnie jeszcze smaczniejszą.



Składniki:

1 szklanka mąki tortowej
1 szklanka mąki orkiszowej (typ 700)
1 szklanka* brązowego cukru trzcinowego
4 duże jajka
szczypta soli
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka sody
3 łyżeczki cynamonu (u mnie jak zawsze Kotanyi)
1 łyżeczka przyprawy do piernika (użyłam nowej przyprawy Kotanyi – pachnie obłędnie)
1 duża łyżka miodu
2/3 szklanki* oleju
2-3 jabłka pokrojone w kostkę
5 dkg posiekanych orzechów włoskich
5 dkg migdałów (dałam płatki migdałowe)
5 dkg rodzynków

*szklanka ma u mnie 250 ml

Przygotowanie ciasta najlepiej rozpocząć od obrania i pokrojenia w kostkę jabłek i posiekania orzechów, bo to zabiera najwięcej czasu :-)) A potem zrobić resztę.
Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli, stopniowo dodawać cukier i po jednym żółtku. Utrzeć na gładką masę i dodać miód.
Mąkę przesiać, wymieszać z sodą, proszkiem, przyprawą piernikową i cynamonem i dodawać powoli do ubitej masy jajecznej. Powoli wlewać olej i miksować do uzyskania jednolitej konsystencji.
Na koniec dodać pokrojone w kostkę jabłka, orzechy, rodzynki oraz migdały. Wymieszać łyżką.
Ciasto przelać do natłuszczonej i wysypanej mąką tortownicy (u mnie 24 cm średnicy), piec w 180 stopniach ok. 50 - 60 minut.
Ciasto można polukrować, polać czekoladą... ja posypuję cukrem pudrem i uważam, że wystarczy.



czwartek, 20 października 2011

Kopytka (poznańskie szagówki) - przepis podstawowy

Już kilka osób pytało mnie o przepis na kopytka, czyli poznańskie szagówki, więc dziś przepis dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z kuchnią i nie bardzo wiedzą jak dobre kluchy zrobić. Nie ukrywam, że miałam z tym mały problem, bowiem nie mam jakiś określonych proporcji na kopytka... ale spróbuję, w końcu do odważnych świat należy. To będzie chyba jedyny przepis bez konkretnych proporcji.  
Ja robię kopytka z samych ziemniaków, ale spotkałam się też z kopytkami z dodatkiem twarogu, choć ich nie nazwałabym już kopytkami, a po prostu kluskami. Całkiem niedawno koleżanka powiedziała, że robi kopytka z samego twarogu - takie u mnie w domu nazywano leniwymi pierogami/kluskami i tego się trzymam.
Ilość mąki dodana do ziemniaków zależy w dużej mierze od tego jakich ziemniaków użyjemy. Jeśli ziemniaki są mączyste mąki potrzeba mniej. Poza tym wiele też zależy od tego czy lubimy kopytka miękkie czy twardsze – to też regulujemy mąką – im jej więcej dodamy tym nasze kluski będą twardsze.  
Ciasto na kopytka trzeba zagnieść szybko, bo im dłużej będzie zagniatane tym bardziej będzie się kleić.
Tradycyjne kopytka do dziś jemy polane usmażoną cebulką, a do tego ugotowana kapusta kiszona (taka jak do szarych klusek).



Składniki na 4 porcje:

1 kg ziemniaków (najlepiej klasy C albo BC – ja używam do klusek przeważnie odmiany Satina)
około 150 -200 g mąki pszennej 
opcjonalnie 1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 jajko
sól


Ziemniaki ugotować, wysypać z garnka, ostudzić i przepuścić przez maszynkę albo praskę (ja wykorzystuję maszynkę, gdy ziemniaki mam "wczorajsze" albo praski, gdy są świeżo ugotowane). Do zimnych ziemniaków dodać mąkę, jajko i posolić (około 1/2 łyżeczki). Szybko zagnieść ciasto (ważne, aby go długo nie miętolić, bo będzie się lepić, a ciągłe podsypywanie mąką sprawi, że kopytka będą twarde - ja wykorzystuję robot, bo zimne mieszadło nie ociepla ciasta). Jeśli jest bardzo lepiące to podsypać jeszcze mąką - trudno określić jej konkretną ilość, bo różne ziemniaki różnie mąkę "zbierają".  Ciasto musi być gładkie ale nie lepiące. 
Uformować wałki, delikatnie je spłaszczyć i pokroić na skośne kopytka - na tzw. szagę (używam do tego noża posmarowanego oliwą).
W dużym garnku zagotować wodę z solą. Wrzucić kopytka na wrzątek, od wypłynięcia na górę gotować przez chwilę, żeby się w środku ugotowały, ale nie rozlazły.
Ugotowane przełożyć od razu na talerz, albo wrzucić na kilka sekund do miski z bardzo zimną wodą i od razu wyciągnąć - wtedy nie będą się lepiły, ale pozostaną gorące.
Polać przesmażoną cebulką albo skwarkami, podawać z gotowaną kapustą kiszoną. Można też kopytka podać jako dodatek do mięsa w sosie i do tego np. buraczki. Znam też osoby, które jedzą kopytka z bułką tartą zrumienioną na maśle... ale w końcu każdy ma jakiś swój smak.




wtorek, 18 października 2011

Krem z dyni

Już wspominałam, że bardzo lubię dynię. Mój repertuar jednak jest dosyć mocno ograniczony. W tym roku trochę więcej eksperymentuję. Krem z dyni gotuję jednak od wielu lat i bardzo go lubię. Przeważnie robię go z dyni pieczonej, dziś zrobiłam trochę inaczej. Miałam trochę luźniejszy dzień, gotowałam na spokojnie i nie zapomniałam o zdjęciach :-)
Kupiłam dziś na targu małą, piękną pomarańczową dyńkę (niespełna 3 kg). Pestki właśnie się suszą, a ja się zastanawiam co oprócz kremu jeszcze z niej zrobić. Risotto już powtórzyłam, placuszki też już robiłam. Dumam teraz nad jakimś fajnym gulaszem z dynią. Ciekawe co wydumam :-)


No dobrze, ale wracam do kremu z dyni. Kremy gotuję różnie – wszystko zależy od nastroju, ale już się przekonałam, że najlepszy krem wychodzi wtedy, gdy użyję do niego bulionu warzywnego (samodzielnie ugotowanego). Robię krem w wersji łagodnej i w wersji pikantnej... ale najbardziej lubię taki z indyjską nutą – z odrobiną cynamonu, imbiru, kuminu, kolendry i gałki muszkatołowej.
I dziś właśnie taki ugotowałam i przepisem na niego się dzielę. Właśnie zjadłam i jeszcze się oblizuję... ale drugą porcję mam na kolację :-))
Ten krem jest nie tylko pyszny, ale i bardzo, bardzo zdrowy, przy tym niskokaloryczny i mocno rozgrzewający.


Składniki na 2 duże porcje

400 g miąższu z dyni
100 g ziemniaków (waga po obraniu – dałam dwa małe)
100 g marchewki (jedna średnia)
30 g korzenia pietruszki ( mały kawałek)
1 łyżeczka klarowanego masła albo dobrej oliwy
400 ml bulionu warzywnego albo wody
¼ łyżeczki cynamonu
¼ łyżeczki kuminu rzymskiego
¼ łyżeczki mielonej kolendry
szczypta gałki muszkatołowej
szczypta imbiru
szczypta chili
½ łyżeczki białego pieprzu
1 łyżeczka brązowego cukru

2 łyżki pestek dyni

Pestki dyni uprażyć na suchej patelni (uwaga: strzelają).
Dynię obrać, pokroić na małe kawałki. Marchewkę, pietruszkę, ziemniaki obrać, opłukać i pokroić w kawałki.
W garnku zagotować bulion (albo samą wodę z ½ łyżeczki soli), wrzucić ziemniaki, marchewkę i pietruszkę. Na patelni rozgrzać masło (albo oliwę). Wrzucić wymieszane: cynamon, kumin, kolendrę, gałkę, chili i chwilę podsmażyć (aż zacznie pachnieć). Dodać dynię, wymieszać i smażyć około 10 minut często mieszając. Gdy marchewka i ziemniaki będą prawie miękkie przełożyć do garnka podsmażoną dynię i gotować razem około 5 minut – warzywa powinny być miękkie, ale nie rozpadające się.
Zestawić z ognia, wsypać pół łyżeczki białego pieprzu, szczyptę imbiru i 1 łyżeczkę brązowego cukru i zmiksować. Ja użyłam metalowej końcówki ręcznego blenderaTriblade HB724 firmy Kenwood.


Wlać na talerze, posypać prażonymi pestkami dyni i gotowe.


niedziela, 16 października 2011

Pierogi drożdżowe z mięsno - warzywnym farszem

Przyszedł czas na pierogi. Tym razem to drożdżowe piecuchy. Jakiś czas temu robiłam cannelloni i zrobiłam podwójną ilość farszu z myślą o pierogach, a dziś go wykorzystałam.
Ciasto, z którego zrobiłam te pierogi jest w rodzinie od dawna – ja go dostałam od mojej bratowej i trochę zmodyfikowałam. Pierwowzorem jest przepis na pysze rogaliki z konfiturą (może niebawem pokuszę się o upieczenie i sfotografowanie – wtedy podam dokładny przepis), ale z powodzeniem pieczemy z tego ciasta paszteciki czy pierogi. Oczywiście bez modyfikacji ani rusz, ale małe zmiany i przepis staje się uniwersalny.
Z tym ciastem bardzo dobrze się pracuje. Nie trzeba czekać aż wyrośnie, jest gotowe do użycia od razu po wyrobieniu, a i samo wyrabianie ani trudne, ani czasochłonne nie jest. Pierogi można nadziać dowolnym farszem wytrawnym i podać z ulubionym sosem – pomidorowym, grzybowym, czosnkowym, jogurtowym itp.
Z podanych składników wychodzi około 40 - 45 pierogów. Ja zrobiłam 30 pierogów i resztę ciasta zostawiłam na wieczorną mini pizzę.

 
Ciasto:
500 g maki pszennej (dałam tortową)
2 jajka
100 g masła
1 łyżka cukru
¼ - ½ szklanki* ciepłego mleka (ilość mleka zależy od suchości mąki)
30 g świeżych drożdży
1 czubata łyżeczka soli
1 łyżka ziół prowansalskich

dodatkowo 1 rozkłócone jajko do posmarowania pierogów

Farsz:
500 g zmielonego mięsa od szynki
2 duże cebule
1 papryczka chili
½ papryki czerwonej
½ papryki żółtej
½ papryki zielonej
½ puszki zielonego groszku
1 jajko
3 – 4 łyżki kaszy manny (albo bułki tartej)
2 łyżki oleju
sól, pieprz, chili
suszona bazylia (u mnie jak zawsze Kotanyi – cudownie pachnąca)
zioła włoskie z młynka Kotanyi

*Używam szklanki o pojemności 250 ml


Farsz:
Cebule obrać, pokroić w drobną kostkę. Na dużej patelni rozgrzać 2 łyżki oleju. Wrzucić cebulę i smażyć 4 -5 minut, aż się lekko zrumieni. Dodać mięso, wsypać łyżeczkę soli (albo więcej jeśli ktoś uzna, że za mało słone), 1 płaską łyżeczkę mielonego pieprzu, szczyptę chili i smażyć około 15 minut, żeby mięso nie było surowe (mięso pewnie puści trochę wody – powinna całkiem odparować).
W tym czasie obrać papryki, pokroić w drobną kostkę. Papryczkę chili pozbawić pestek i drobno posiekać. Usmażone mięso przełożyć do miski i poczekać aż ostygnie. Dodać pokrojoną paprykę , papryczkę chili i odcedzony groszek. Wbić jajko, wsypać kaszę manną, doprawić bazylią, ziołami i dobrze wymieszać.

Ciasto:
Zrobić zaczyn: drożdże rozpuścić w ciepłym mleku z 1 łyżką cukru. Odstawić na 15 minut w ciepłe miejsce, aby „ruszył”.
Mąkę przesiać. Masło posiekać z mąką. Dodać jajka, sól, zioła i wyrośnięty zaczyn. Zagnieść elastyczne ciasto (wystarczy na to 5 minut). Ciasto podzielić na 2 części, każdą rozwałkować na placek o grubości 0,5 cm. Szklanką wykrawać krążki i jeszcze każdy lekko rozwałkować.
Na każdy krążek nałożyć pełną łyżeczkę farszu, zlepić dokładnie brzegi (jak normalne pierogi). Ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Każdy pierożek posmarować rozkłóconym jajkiem i zostawić na 10 minut. 
W tym czasie rozgrzać piekarnik do 175 stopni. Blaszkę w pierogami wstawić do gorącego piekarnika i piec około 20 minut – do ładnego zrumienienia pierogów.
Podawać z dowolnym sosem, surówką albo warzywami z wody.



sobota, 15 października 2011

Sernik wiedeński

Sernik sernikowy nierówny. Ja co prawda nigdy nie byłam amatorką serników, ale mam wrażenie, że teraz mi się to zmienia, bo od czasu do czasu z przyjemnością po nie sięgam.  
Moja babcia piekła pyszny sernik wiedeński z dodatkiem gotowanych ziemniaków... ale miał jedną „wadę” - był naszpikowany rodzynkami, migdałami i smażoną skórką pomarańczową. I choć bakalie lubię, to w serniku zdecydowanie mi przeszkadzają. Zawsze znalazła się więc u babci mała blaszka sernika bez dodatków. Ale Zielonooki lubi sernik z rodzynkami, więc czasem robię z ich dodatkiem, a czasem bez nich. Babciny sernik zawsze był polany czekoladą, a ja wolę taki pudrowany.
Najlepszy sernik to ten utarty kulą w makutrze... ale niestety makutry brak, więc zwykła miska i mikser muszą mi wystarczyć.  
Przepis na ten poniższy sernik mam od dawna, a dostałam go od mojej bratowej, która piecze go już ponad 20 lat, zawsze wychodzi pyszny.   
Ten sernik lekko wyrasta, a potem siada i takie jego święte prawo. Mnie w niczym to nie przeszkadza – w końcu to nie wystawa. Jest bardzo smaczny i dość długo zachowuje świeżość. No i oczywiście jest z normalnego twarogu, który trzeba dzielnie przepuścić przez maszynkę i to co najmniej dwa razy. Kiedyś (z lenistwa) spróbowałam przecisnąć ser przez praskę do ziemniaków... ale jednak to nie to samo. Gdyby nie to mielenie sera to to ciacho mogłabym piec co tydzień, bo gdy już ser jest zmielony to resztę robi się bardzo szybko.


Składniki na tortownicę (25 cm)

1 kg twarogu półtłustego albo tłustego zmielonego dwukrotnie
8 dużych jaj
100 g stopionego, ostudzonego masła
1 i ½ szklanki* cukru
2 łyżki cukru waniliowego (używam domowego) albo aromat waniliowy
2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej albo budyń śmietankowy bez cukru
opcjonalnie bakalie: rodzynki, posiekane migdały, skórka pomarańczowa
* używam szklanki o pojemności 250 ml


Twaróg dwa razy zemleć przez maszynkę na sicie o drobny oczkach. Żółtka utrzeć (kulą albo mikserem) z cukrem i cukrem waniliowym. Dodawać partiami zmielony ser i utrzeć na gładką masę. Następnie powoli wlać stopione masło i dalej ucierać, dodać mąkę (albo budyń)  i jeszcze chwilę ucierać. Na koniec dodać białka ubite na sztywną pianę, delikatnie połączyć z masą serową (w tym momencie można dodać bakalie oprószone mąką - nie będą opadać).
Ciasto wlać do tortownicy (25 -27 cm) wysmarowanej masłem i posypanej bułką tartą albo mąką (ja smaruję tylko sam spód, boki zostawiam suche). Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 60 -70 minut w temperaturze około 170 - 180 stopni (góra - dół).
Próbowałam zostawiać sernik do ostygnięcia w piekarniku z ułudną nadzieją, że nie siądzie... ale to niczego nie zmienia, jak ma opaść to i tak opadnie. Oczywiście można sernik wystudzić w uchylonym piekarniku. Ja po wyłączeniu piekarnika zostawiam sernik na 10 – 15 minut, a potem wyciągam. Od razu po wyciągnięciu oddzielam nożem boki sernika od formy, wtedy jeśli ma opaść, to opadnie w miarę równo
Po upieczeniu sernik można polukrować, polać rozpuszczoną czekoladą albo tak jak ja posypać cukrem pudrem.

Ps. Wcześniej piekłam w termoobiegu, ale w tej chwili używam opcji góra - dół bez termoobiegu.
Można nie ubijać osobno piany, a od razu dać całe jajka i utrzeć je z cukrem, sernik wyjdzie równie pyszny, choć nieco mniej puszysty (sprawdzone i działa).



poniedziałek, 10 października 2011

Rozwiązanie jesiennego konkursu z Kotanyi

Kochani, wybór prosty nie był, bo jabłka i gruszki bardzo lubię i w zasadzie każda propozycja była ciekawa. Po konsultacji z Zielonookim okazało się, że oboje wybraliśmy te sama przepisy. Nagrody w postaci zestawów przypraw Kotanyi otrzymują:
Karolina Gawrysiak za jesienny wianuszek – nie tylko przepis, ale i owieczka powaliły nas na kolana.
Grzegorz Oliwiński za urocze pieczone jabłuszka z kremem.
Ania Kozioł za cudne jesienne babeczki jabłkowo – cynamonowe.

Ale nie byłabym sobą, gdyby nie było wyróżnień. Jedno wyróżnienie wędruje do Joanny Kuś za prosty, piękny biszkopt z jabłkami i do Marii Sobczuk – Dolacińskiej za dwa wytrawne dania, które urzekają oryginalnością. Joasia i Maria dostaną małe niespodzianki.

Wszystkie osoby proszę o przesłanie adresów do wysyłki na adres: margarytka75@vp.pl

niedziela, 9 października 2011

Szynka po staropolsku

Na rynku pojawiły się przyprawy Kotanyi w nowych opakowaniach... znaczy się „pojawiły się” to chyba za dużo powiedziane, bo znalezienie ich w sklepach graniczy z cudem. Na półkach można znaleźć jeszcze zapasy, a w nowych paczuszkach jest tylko to po co ludzie najczęściej sięgają: pieprz, papryka, bazylia (tyle znalazłam)... Ale te nowe ładne opakowania to nie jedyna zaleta, bowiem nowe mieszanki nie zawierają już soli, glutaminianu sodu i są w 100% naturalne, a nowe paczuszki z ziołami są bardziej napakowane. Mnie się udało otrzymać do testowania po paczuszce różnych przypraw i postaram się moimi wrażeniami z Wami podzielić.


Na pierwszy rzut idzie marynata staropolska. W ubiegłym tygodniu przygotowałam szynkę (tzw. orzech, kulka) z użyciem tej marynaty. Rzadko stosuję gotowe mieszanki, bowiem zawierają czosnek, który zdecydowanie nie jest tym co lubię. Ale skusiłam się na wypróbowanie tej marynaty i nie żałuję. Czosnek jest wyczuwalny, ale jakoś to przeżyłam :-) Jeśli komuś czosnek nie przeszkadza to szczerze polecam, bo aromat mięsa był wspaniały. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie dodała czegoś od siebie.


Piekłam szynkę w woreczku foliowym, dzięki czemu nie była sucha, a soczysta i aromatyczna. Z płynu, który powstał w trakcie pieczenia przygotowałam delikatny sos (przecedziłam go przez sitko). Niestety w trakcie pieczenia mięsa nie mamy szans na dużą ilość aromatycznego sosu (tak jak w przypadku duszonego mięsa), więc tym razem wspomogłam się soserem Winiary, który zagęścił mój płyn i nadał mu wyrazistego smaku. Może nie jest to najzdrowsze rozwiązanie, ale raz na jakiś czas można sobie na to pozwolić. Oczywiście można zrobić sos chrzanowy czy grzybowy – wszystko zależy od tego co kto lubi.
Tak upieczona szynkę jedliśmy i na ciepło i na zimno... i mnie na zimno (z dodatkiem chrzanu) smakowała jeszcze bardziej niż na ciepło. Z pewnością jest to doskonały sposób na domową wędlinę.

Składniki
1 -1,2 kg surowej szynki wieprzowej (najlepiej orzech)
1 łyżeczka soli (można dać więcej, ale dla mnie to aż nadto)
1 łyżeczka czarnego pieprzu
2 łyżeczki marynaty staropolskiej
1 łyżeczka majeranku
1 łyżeczka tymianku
szczypta chili 
1 łyżeczka ostrego chrzanu
1 łyżka dobrej oliwy
2 – 3 łyżki wody
1 liść laurowy

Mięso opłukać, oczyścić i osuszyć (np. papierowym ręcznikiem). Wszystkie przyprawy wsypać do miseczki, wlać oliwę, wodę, dodać chrzan i wymieszać na gładką pastę. Mięso wysmarować dokładnie marynatą, włożyć do miski, przykryć folią, odstawić na kilka godzin do lodówki (najlepiej na całą noc).


Zamarynowane mięso przełożyć do woreczka foliowego przeznaczonego do pieczenia, dodać pokruszony listek laurowy, zamknąć klipsem, zrobić kilka małych dziurek i ułożyć na blaszce albo w naczyniu żaroodpornym. Można użyć szklanego naczynia żaroodpornego, ceramicznego albo brytfanki – ale polecam woreczki – wydatek niewielki, a korzyść ogromna, bo mięso zostaje soczyste i nie trzeba potem szorować naczynia.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Włożyć mięso i po 15 minutach zmniejszyć temperaturę do 160 stopni. Piec około 80 minut.
Wyciągnąć mięso z piekarnika, rozciąć woreczek, mięso przełożyć na deskę i zostawić na około 20 minut, aby „odpoczęło” - wtedy soki nie wyciekną.


Płyn z woreczka można wykorzystać do przygotowania sosu do mięsa - jeśli będziemy je jedli na ciepło albo po prostu wylać.


sobota, 8 października 2011

Z serii "coś na zimę": Mrożone maliny

To już ostatni moment, aby zamknąć odrobinę malin w czeluściach zamrażarki... Sporo malin zamroziłam sobie pod koniec sierpnia, a cały wrzesień się nimi zajadałam. Dziś kupiłam jeszcze dwa pudełka i trochę zamroziłam.
Mrożone maliny są doskonałe do ciasta, do koktajlu, do galaretki... taka odrobina lata w środku zimy. W tym roku malin zamroziłam więcej. Niestety moja zamrażarka nijak nie chce się rozciągnąć i już jest pełniutka po brzegi. Wciśnięcie do niej czegokolwiek graniczy z cudem.


Mrożenie malin jest rzeczą bardzo prostą, choć trochę cierpliwości wymaga... Jakiś czas temu dostałam woreczek zeszłorocznych malin od sąsiadki – okazało się, że wrzuciła świeże maliny do jednego worka i zrobiła się jedna wielka bryła – jedyne do czego się nadawały to rozmrożenie i zmiksowanie... Narzekać jednak nie będę, bo wyszedł z tego pyszny malinowy tort.
Ja maliny (truskawki, jeżyny, borówki, porzeczki, wiśnie) mrożę pojedynczo. Po oczyszczeniu, opłukaniu i wysuszeniu wsypuję na tacę wyłożoną folią i wstawiam do zamrażarki. 


Gdy owoce się zamrożą przekładam je do woreczków albo pudełek i ponownie wkładam do zamrażarki.
Proste, a każdy owoc mogę pojedynczo wyciągnąć...
Zimą lubię wrzucić do kokilek po kilka różnych owoców, posypać cynamonem i kruszonką, zapiec i cieszyć się zdrową słodyczą.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...