Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przystawka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przystawka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 maja 2015

Tatar (befsztyk tatarski)

Tatar (befsztyk tatarski) to przystawka, którą się lubi albo nie. Ja należę do tej pierwszej grupy, jadam tatar odkąd pamiętam (a właściwie nie pamiętam, kiedy jadłam po raz pierwszy, bo było to bardzo dawno temu) i bardzo lubię. Co prawda nie przygotowuję go zbyt często, bo Zielonooki surowizny nie tyka, a dla samej siebie nie zawsze chce mi się robić.
Tym razem jednak zgadałam się z mamą, że i ona ma ochotę na to danie. Kupiłam większy kawałek mięsa i po zmieleniu w domu podzieliłyśmy się, aby każda zrobiła tatar po swojemu, tak jak lubi. Moja mama nie dodaje żółtka, mój brat doprawia mięso maggi, a ja robię tak jak mi smakuje najbardziej. Można dodać jeszcze grzybki marynowane czy kapary, mnie najbardziej odpowiada wersja z cebulą i ogórkiem kiszonym (znam takich, co wolą korniszony).
Do przygotowania tatara potrzeba dobrego mięsa ze sprawdzonego źródła, najlepsza jest oczywiście polędwica, ale jej cena niestety nie zachęca. Ja czasem zamiast polędwicy kupuję ligawę , która jest nazywana „fałszywą polędwicą” i też doskonale sprawdza się w tym daniu
(szczególnie gdy potrzebuję tego mięsa więcej, bo robię tatar dla gości). Warto zwracać uwagę, czy w sklepowej ladzie wołowina nie leży obok wieprzowiny czy drobiu, aby niepotrzebnie nie ryzykować. 
Mięso na tatar można drobno posiekać i tak jest prawidłowo ja gdy robię małą porcję to siekam, gdy robię dla gości, to przeważnie mielę i nie ukrywam, że robię to z lenistwa, bo w smaku różnicy nie widzę, a siekanie kilograma (albo więcej) mięsa średnio mi się uśmiecha.
P
odając tatar gościom warto zadbać o estetykę, no i żółtka podać oddzielnie w kieliszkach, bo nie każdy surowe jajka jada. 


Składniki na 4 porcje:

500 g polędwicy wołowej (można zastąpić ligawą)
4 żółtka
2 cebule białe albo czerwone
4 ogórki kiszone albo korniszony
opcjonalnie: marynowane grzybki, kapary, oliwki - co kto lubi
1 łyżka oleju o neutralnym smaku (można pominąć, ja daję z pestek winogron)
sól i pieprz

Mięso umyć, osuszyć, a następnie drobno posiekać albo zemleć. Dolać 1 łyżkę oleju, ½ łyżeczki soli i ½ łyżeczki pieprzu i wyrabiać tak długo, aż mięso będzie jednolite i gładkie. Spróbować i ewentualnie doprawić jeszcze solą i pieprzem. Cebulę i ogórki pokroić w drobną kostkę.
Jajka umyć w ciepłej wodzie, sparzyć wrzątkiem i opłukać zimną wodą. Żółtka oddzielić od białek (białka można wykorzystać np. do bezy).
Mięso podzielić na 4 porcje, uformować kule, spłaszczyć, w każdym zrobić wgłębienie, ułożyć na talerzach albo półmisku, dookoła mięsa ułożyć posiekane ogórki i cebulę (ewentualnie grzybki czy kapary), a do każdego wgłębienia włożyć żółtko. Żółtka można podać również osobno – np. w kieliszkach. Oprószyć grubą solą albo pieprzem.
Podawać z pieczywem, fajnie smakuje z grzankami, a ja osobiście bardzo lubię z chrupkim pieczywem.



środa, 3 sierpnia 2011

Panierowane kalafiorki


Gdy poznałam Zielonookiego okazało się, że nie jada kalafiorów, fasolki szparagowej i grzybów. Normalnie dramat w trzech aktach, bo ja sobie nie wyobrażam, że mogłabym ich nie jeść. No i oczywiście nie zrezygnowałam z moich ulubionych letnich dań... ja do obiadu fasolkę albo kalafiora a Zielonooki sałatę z warzywami i sosem winegret.
Kalafiora jadam pod różnymi postaciami: gotowanego, zapiekanego, w postaci kotlecików, w sałatkach itp. Niestety Zielonooki ignoruje moje pyszne kalafiorowe dania i twierdzi, że świństwa jadł nie będzie. No, a i ja zmuszać nie mam zamiaru...
Pewnego razu byliśmy w restauracji, zamówiłam sobie na przystawkę panierowane kalafiorki. Namówiłam Zielonookiego, żeby spróbował. I od razu pojawił mi się „banan” na buzi, bo choć zjadł mi połowę porcji to wiedziałam, że takie kalafiorki mogę od czasu do czasu zrobić w domu.
Tak więc panierowane kalafiorki Zielonooki jada i bardzo mu smakują ;-)
O tej porze roku kalafiory smakują wspaniale,  poza tym są łatwo dostępne i tanie. Robię je w dwóch wersjach: w panierce i w cieście piwnym. Dziś pierwsza propozycja i choć danie nie jest dietetyczne to warte zrobienia raz na jakiś czas.
Jako dodatek do tych kalafiorków najczęściej wykorzystuję sos „tysiąca wysp” Kotanyi, bo jako jeden z dwóch nie zawiera sproszkowanego czosnku, którego szczerze nie znoszę. Sosy Kotanyi nie zawierają konserwantów i są naprawdę fajnie skomponowane (ja je lubię). Oczywiście można przygotować swój ulubiony sos, np. czosnkowy, ogórkowy czy ziołowy. Zielonooki chętnie zjadłby czosnkowy, ale wtedy „witaj kanapo” ;-)
Do panierowania można wykorzystać każdy rodzaj kalafiora (zielony jest moim ulubionym), ale można też pokusić się o przygotowanie w podobny sposób brokułów czy marchewki...
Ja przymierzam się do zrobienia indyjskiej pakory... jak już zrobię to się przepisem podzielę.


Składniki na 2 porcje

½ kalafiora albo jeden mały
1 duże jajko
3 łyżki mleka
¾ szklanki bułki tartej
sól, pieprz, chili, zioła

olej do głębokiego smażenia

Sos:
mały jogurt naturalny
sos „tysiąca wysp”Kotanyi  albo każdy inny wg upodobań
kleks pikantnego keczupu (ok. 1 łyżki)
pieprz, zioła włoskie albo każde inne, ulubione

Kalafiora dobrze opłukać, podzielić na małe różyczki.
Jajko roztrzepać z mlekiem, dodać sól i pieprz, chili i zioła. Do miseczki wsypać bułkę tartą. Obtaczać różyczki kalafiora najpierw w jajku, potem w bułce i wkładać porcjami na mocno rozgrzany olej. Smażyć na złoto (można wykorzystać frytkownicę, wtedy można od razu zrobić cała porcję). Odsączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
W międzyczasie przygotować sos: jogurt wymieszać na gładką masę z sosem „tysiąca wysp” i keczupem. Przyprawić pieprzem i ziołami.

Podawać ze świeżymi warzywami.


niedziela, 13 lutego 2011

Galaretka drobiowa


Siedzę sobie w to niedzielne popołudnie i dumam... Po tygodniu bycia w tym miejscu stwierdzam, że dobrą decyzją było przeniesienie się na blogspota. Edycja postów jest tak przyjemna, że aż chce się pisać.
Już jakiś czas temu obiecałam Ali przepis na galaretkę drobiową. Całkiem niedawno ją robiłam (galaretkę, nie Alę ;-)), więc mam świeżutkie fotki... tylko teraz trzeba napisać przepis. I jeśli ktoś myśli, że to bułka z masłem to jest w błędzie. Ci, którzy piszą blogi kulinarne wiedzą, że napisanie przepisu w sposób jasny i zrozumiały wcale nie jest takie szybkie. A ja nie lubię publikować bubli, więc staram się, aby wszystko było zrozumiałe – jeśli takie nie jest to tylko dlatego, że to co dla mnie jest oczywistą oczywistością dla innych wcale takie być nie musi.
Wielkopolską potrawą regionalną jest galart – czyli popularna galareta z nóżek. Mój tata jest specjalistą od tej galarety, ja niestety zrobić jej nie umiem, ale też nie ubolewam nad tym strasznie, bowiem jej nie lubię. Zielonooki załapuje się na nią, gdy akurat jesteśmy u rodziców :-)
Ja robię za to galaretkę drobiową - delikatną i można rzec dietetyczną... i przy okazji popełniam grzech ciężki, bowiem jem ją z dużą ilością octu. Podziwiam osoby, którym wystarcza plasterek cytryny, ja lubię z octem.
No dobrze, ale dość tego gadania, bo jak się rozpędzę to do wieczora nie skończę ;-))
Przepis jest prosty i poradzi sobie z nim każdy.


Składniki:
600 – 700 g fileta z indyka albo z kurczaka
2 -3 marchewki
1 średnia pietruszka
kawałek korzenia selera
1 nieduży por
gałązka natki pietruszki
1 liść kapusty włoskiej
10 ziarenek pieprzu
sól, biały pieprz
1 opakowanie żelatyny (na 2,5 litra płynu)


Marchew, pietruszkę i seler obrać. Por, pietruszkę i liść kapusty opłukać razem z obranymi warzywami.
Do garnka wlać ok 3 litry zimnej wody, włożyć opłukane filety z kurczaka i doprowadzić do wrzenia. Gdy powstanie szumowina delikatnie ją usunąć. Wsypać 1 łyżeczkę soli, ½ łyżeczki białego pieprzu, wrzucić warzywa i ziarna pieprzu. Gotować na bardzo wolnym ogniu ok 1 godziny – aż mięso i warzywa będą miękkie. Żeby galaretka była klarowna nie wolno rosołu mocno gotować, ma tylko lekko „pyrkać”.
Rosół ostudzić, wyciągnąć mięso i marchewkę. Przecedzić do drugiego garnka, a pozostałe warzywa wyrzucić (liść kapusty zjadam, bo lubię ;-)). Sprawdzić, czy rosół jest dosyć słony i pieprzny – w razie potrzeby doprawić. Rosołu powinno być ok 2-2,3 l (część odparowała).
Do zimnego rosołu wsypać żelatynę (całą paczkę) i podgrzać, aby się rozpuściła – rosół powinien być dosyć gorący, ale nie można dopuścić do wrzenia.
Mięso pokroić na mniejsze kawałki, marchewkę na plasterki.
Na dnie żaroodpornego naczynia albo kokilek ułożyć plasterki marchewki (w wersji dla gości można zrobić dekoracje z jajka, groszku, kukurydzy, natki pietruszki czy koperku). Na to wyłożyć pokrojone mięso i zalać delikatnie ciepłym jeszcze rosołem. Po ostygnięciu wstawić do lodówki.
Taką galaretkę można przygotować w silikonowej foremce do babki – wtedy zrobi nam się piękny wianuszek. Firma Tupperware ma bardzo fajne foremki właśnie dla galaretki w kształcie wianuszka (jeszcze nie jestem szczęśliwą posiadaczką, bo nie mogę trafić na promocję).
Ja przeważnie galaretkę robię z samą marchewką, bo taką lubię najbardziej, ale inwencja twórcza jest nieograniczona


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...