Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wok Delimano. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wok Delimano. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 października 2012

Makaron z warzywami i prosciutto w sosie jajeczno – serowym

Gdy nie ma Zielonookiego to nie zawsze chce mi się stać przy garnkach, a poza tym w tygodniu nie mam tyle czasu na gotowanie ile bym chciała. Więc aby zjeść ciepły obiad muszę gotować szybko :-) Makarony takie właśnie są – szybkie do przygotowania, sycące i smaczne (przynajmniej ja je lubię). Więc co jakiś czas serwuję sobie na obiad makaronowe wariacje. Na talerzu ląduje przeważnie to, co mam w lodówce, a że zawsze coś w niej jest to wykombinowanie smacznego dania nie jest trudne.
Tym razem w daniu wylądowała cukinia, dynia, papryka i prosciutto. Przygotowanie dania trwało tyle ile ugotowanie makaronu i wymieszanie go z podsmażonymi warzywami i sosem... czyli było szybko.


Składniki na 1 porcję:

80 -100 g makaronu tagliatelle (albo innego - wg upodobań)
3 plastry prosciutto (albo innej wędzonej surowej szynki)
1/3 czerwonej papryki
¼ małej cukinii
50 g dyni
1 mała czerwona cebula
1 jajko
2 - 3 łyżki śmietany (użyłam śmietany do sosów 18%)
2 łyżki tartego grana padano (albo innego, twardego sera)
1 łyżka oliwy
sól, pieprz,
ulubione zioła (u mnie zioła włoskie i chili z młynka Kotanyi)


Wstawić wodę na makaron, gdy się zagotuje lekko ją posolić i wrzucić makaron, ugotować go al dente. Jajko (dobrze umyte i sparzone) rozkłócić ze śmietaną i tartym grana padano, pieprzem i ulubionymi ziołami.
Cebulę obrać, pokroić w kostkę, paprykę, cukinię i dynię opłukać, pokroić w kostkę albo paseczki.
Na głębokiej patelni albo w woku (ja do takich dań używam woka ceramicznego Delimano) rozgrzać 1 łyżkę oliwy, wrzucić cebulkę, paprykę, dynię i cukinię i lekko podsmażyć, dodać prosciutto i chwilę podsmażyć.
Dodać ugotowany makaron, wymieszać i delikatnie wlać sos – szybko przemieszać, aby sos otulił makaron. I od razu podawać. 


piątek, 31 sierpnia 2012

Kurczak z warzywami

Sobotnie warsztaty pod patronatem Kenwood zainspirowały mnie do przygotowania pysznego kurczaka w warzywach. Co prawda z oryginalnego przepisu wiele nie zostało, ale danie, które zrobiłam okazało się naprawdę smaczne. No i ćwiczyłam krojenie warzyw :-)
Kurczak przygotowany na warsztatach był dosyć łagodny, mój był w wersji pikantnej – ale jeśli ktoś woli łagodniejsze dania to wystarczy, że zrezygnuje z chili i powinno być w porządku.
Można dodać jeszcze pokrojone oliwki i suszone pomidory – ja z nich zrezygnowałam, a i tak było pysznie.


Składniki na 4 porcje:

500 g filetów z kurczaka
2 nieduże marchewki
1 mała młoda cukinia
1 duży por
1 czerwona papryczka chili
1 puszka krojonych pomidorów
2 łyżki oliwy/oleju
sól, pieprz, chili
1 czubata łyżeczka cukru
ulubione zioła (u mnie włoskie z młynka Kotanyi)

Warzywa oczyścić, marchewkę obrać, cukinię dobrze umyć, a papryczkę chili pozbawić pestek. Kurczaka opłukać, pokroić w duża kostkę. Marchewkę i cukinię pokroić w cienkie paseczki, tzw. julienne. Papryczkę posiekać na drobno. Por pokroić w ćwierć talarki (dosyć drobno). Pomidory zmiksować.
W woku, albo dużym rondlu (ja użyłam woka ceramicznego Delimano) rozgrzać 1 łyżkę oliwy, wrzucić kurczaka, posolić, popieprzyć, oprószyć chili i podsmażyć. Gdy będzie lekko zrumieniony przełożyć do ogrzanej miseczki, a do woka wlać drugą łyżkę oliwy, wrzucić warzywa, dodać szczyptę soli oraz pieprzu i na dosyć mocnym ogniu podsmażyć przez chwilę, aż warzywa się zeszklą. Dodać podsmażonego kurczaka, wlać zmiksowane pomidory i dusić bez przykrycia, aż większość płynu od paruje. Wsypać cukier i zioła, jeszcze chwilę podgotować. Spróbować i ewentualnie doprawić do smaku odrobiną soli i pieprzu.
Podawać z ryżem, kaszą, ziemniakami... U mnie była wersja bez dodatków – sam kurczak z warzywami . 



niedziela, 5 sierpnia 2012

Makaron z kurczakiem i warzywami na indyjską nutę

Akcja sprzątania lodówki i kuchennych szafek trwała kilka dni... powstały całkiem fajne i smaczne dania, a ten makaron to jedno z nich. Cały proces przygotowania tego makaronu to niespełna pół godziny, a efekt jest bardzo smaczny, sycący i zdrowy. I wyszedł mi piekielnie pikantny, ech ta moja słabość do chili z młynków Kotanyi... o jeden obrót za daleko :-)
Czy w Indiach jadają makaron? Nie wiem, nigdy nie byłam, choć mi się marzy... Mnie ten kraj kojarzy się z ryżem i pieczywem naan, ćapati, puri, dosa...
Ale ja mój makaron przyprawiłam orientalnie, po indyjsku – jest w nim wszystko to, co lubię. I szczerze polecam, bo taką porcją można się naprawdę najeść do syta.


Składniki na 2 porcje:

1 filet z kurczaka – około 200 g
1 czerwona papryka
½ niedużej młodej cukinii (mój kawałek ważył 125 g)
1 duża cebula
120 g drobnego makaronu – ja użyłam drobnych kolanek
1 łyżka klarowanego masła
½ szklanki gorącego bulionu albo wody
½ łyżeczki garam masala
½ łyżeczki kuminu
½ łyżeczki kolendry
½ łyżeczki curry
½ łyżeczki czerwonej słodkiej papryki
szczypta pieprzu
szczypta chili (ja użyłam młynka Kotanyi z płatkami chili)
½ łyżeczki soli
2 łyżki świeżej, drobno posiekanej kolendry


W garnku zagotować wodę na makaron, gdy zacznie wrzeć wsypać 1 małą, płaską łyżeczkę soli i wsypać makaron. Ugotować go al dente i odcedzić.
W międzyczasie opłukać warzywa. Cebulę obrać, paprykę pozbawić gniazd nasiennych, a z cukinii usunąć pestki (jeśli są). Cebulę pokroić w drobną kostkę, paprykę i cukinię w paseczki.
Filet z kurczaka pokroić w niedużą kostkę. Wszystkie przyprawy wsypać na suchą patelnię i lekko uprażyć – powinny zacząć delikatnie pachnąć.
W woku albo dużym rondlu, ewentualnie głębokiej patelni (ja użyłam woka ceramicznego Delimano) rozgrzać 1 łyżkę klarowanego masła, wrzucić cebulą i przez chwilę podsmażyć (powinna się zeszklić, ale nie przyrumienić), dodać pokrojonego kurczaka i razem podsmażyć do delikatnego zrumienienia. Dodać paprykę, cukinię i przyprawy. Dobrze wymieszać, podlać bulionem i dusić około 5 minut – bulion powinien prawie całkowicie wyparować. Do woka rzucić odcedzony, gorący makaron i wszystko wymieszać. Na sam koniec dodać posiekaną świeżą kolendrę, nałożyć na talerze i gotowe.
Równie dobrze smakuje na ciepło jak i na zimno. 




Danie można przygotować również bez użycia przypraw orientalnych – można wykorzystać te, które mamy pod ręką i które lubimy.

środa, 1 sierpnia 2012

Taco

Kuchnia meksykańska nie jest kuchnią, o której mogę powiedzieć, że ją dobrze znam... co to, to nie. Ale mogę powiedzieć, że niektóre dania tej kuchni bardzo lubię. Fajitas, które mieliśmy okazję jeść w restauracji meksykańskiej tak nam smakowało, że z powodzeniem przeniosłam je na domowy stół i aż się zdziwiłam, że to takie proste. Również enchilada w wersji wegetariańskiej okazała się pyszna. Że o tortillach z różnymi nadzieniami nie wspomnę :-)
Po raz drugi postanowiłam wykorzystać przyprawę Kotanyi do Taco, o której więcej pisałam TU. Nie użyłam jej jednak wiele obawiając się, że danie może być dla mnie za słone (dla niewtajemniczonych – soli używam bardzo mało). Uzupełniłam to jednak innymi przyprawami i wyszło bardzo smacznie. Podałam ze świeżą sałatą i „muszlami” taco, które jednak nie są ulubioną formą Zielonookiego – stwierdził, że nie da się tego jeść, żeby się nie upaprać.
Mnie tam pasowało :-)
Przepis jest moją wariacją – dodałam to, co mi pasowało i na niczyim przepisie się nie wzorowałam. Całe danie powstało dosłownie w 40 minut – zaczęłam gotowanie o 13.50, a o 14.38 już robiłam pierwsze zdjęcia dania na stole.

Składniki na 4 porcje:

400 g mielonego mięsa (użyłam wołowo – wieprzowego, które sama zmieliłam, ale podobno powinna być sama wołowina)
1 biała cebula
1 czerwona cebula
½ papryki czerwonej
½ papryki zielonej
½ papryki białej
1 puszka kukurydzy
1 puszka czerwonej fasoli
1 łyżeczka przyprawy taco (użyłam Kotanyi)
½ łyżeczki chili jalapeno (użyłam Kotanyi)
½ łyżeczki pieprzu
½ łyżeczki mielonej kolendry
½ łyżeczki słodkiej papryki
¼ łyżeczki kminu rzymskiego
¼ łyżeczki pieprzu kajeńskiego
3 łyżki ostrej salsy pomidorowej
1 łyżka pasty albo przecieru pomidorowego
1 łyżka oleju 
opcjonalnie sól, ale ja nie dodaję

Sos:
1 łyżka majonezu
6 łyżki jogurtu naturalnego
1,5 łyżki pikantnego keczupu
½ łyżeczki słodkiej papryki
¼ łyżeczki pieprzu
¼ łyżeczki chili
½ łyżeczki suszonych, zmielonych pomidorów (proszek pomidorowy)

Dodatkowo:
kilka liści sałaty
12 -16 gotowych "muszli" taco (można zrobić samemu, ja użyłam kupionych)


Cebule obrać, pokroić w grubą kostkę. Papryki pozbawić gniazd nasiennych i pokroić w krótkie paseczki. Kukurydzę i fasolę odcedzić i lekko przepłukać pod bieżącą wodą. W dużym rondlu (ja użyłam woka ceramicznegoDelimano) rozgrzać 1 łyżkę oleju. Wrzucić pokrojoną cebulę i chwilę smażyć do lekkiego zrumienienia. Dodać mielone mięso i smażyć przez 3 -5 minut, aż cała woda, która może być w mięsie odparuje. Dodać pokrojoną paprykę i wsypać wszystkie przyprawy. Podlać wodą (około ¾ szklanki) i dusić pod przykryciem 10 minut. Do rondla wrzucić kukurydzę i fasolę, dodać salsę i pastę pomidorową. Podlać jeszcze niewielką ilością wody i dusić 8 -10 minut – woda powinna całkowicie odparować. I już gotowe.
Muszle ułożyć na blaszce, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec około 5 minut – powinny być chrupiące.
Wszystkie składniki sosu dobrze wymieszać – można użyć malaksera, ale równie dobrze sprawdza się zwykła, mała „rózga”.
Do muszli nałożyć kilka kawałków poszarpanej sałaty, na to mięso z warzywami, a wszystko polać odrobiną sosu.
Założyć śliniaczki i zajadać :-) 




poniedziałek, 28 maja 2012

Carbonara po mojemu

Pierwsze (i chyba najlepsze) spaghetti carbonara jadłam we Włoszech już wiele lat temu. Ten sos wybierałam najczęściej i co ciekawe, za każdym razem smakował nieco inaczej, ale zawsze pysznie. Przeniesienie tego smaku na nasz polski stół wydawało mi się niemożliwe. A jednak się udało, choć kupienie u nas pancetty czy sera pecorino graniczy z cudem (tylko czasem się udaje). Oglądałam kiedyś program kulinarny, w którym gotowała pewna Włoszka (nie pamiętam nazwiska) mieszkająca w Polsce. Skrupulatnie zanotowałam przepis, zrobiłam to danie i okazało się pyszne. Od tej pory to danie pojawia się co jakiś czas na naszym stole i smakuje świetnie.  
 Próbowałam też carbonary ze śmietaną, ale jednak to nie do końca mój smak, choć zjeść zjem.
Jaka jest prawdziwa carbonara? Podobno, co włosi dom, to inaczej Ja robię taką jaką lubię najbardziej, choć czasem na bazie carbonary kombinuję inne pasty.
Ostatnio dostałam wędzony przez tatę boczek - pachniał pięknie, miał lekko przydymioną skórę i był wyjątkowo chudy... sprawdził się doskonale w naszej sobotniej makaronowej uczcie.  
To jedno z najprostszych dań, ale łatwo je zepsuć – sos nie może się ściąć, musi pozostać płynny i ładnie pokryć makaron. Dlatego po wlaniu go do makaronu nie można już długo podgrzewać. Ot i cała tajemnica.
Sos fajnie komponuje się z różnymi rodzajami makaronów, osobiście bardzo lubię z tagliatelle czy bucatini, niekoniecznie ze spaghetti.
Przy przygotowaniu tego sosu trzeba pamiętać o starannym umyciu jaj, sparzeniu ich wrzątkiem i  dokładnym umyciu rąk po kontakcie z jajami (tak dla własnego bezpieczeństwa).


Składniki na 2 spore porcje:

150 - 200 g ulubionego makaronu (tym razem użyłam bavette)
100 -150 g guanciale albo pancetty albo surowego boczku pokrojonego w kostkę bądź słupki (ja tym razem użyłam wędzonego boczku)
50 g tartego sera pecorino (opcjonalnie grana padano)
1 łyżka oliwy z oliwek
1 całe jajko
2 żółtka jajek
pieprz świeżo mielony
parmezan do podania

Do miski wlać jajko i żółtka (wcześniej jajka muszą być umyte i sparzone wrzątkiem), dodawać stopniowo utarty ser (cześć można pozostawić do posypania gotowej potrawy) cały czas mieszając, dodać pieprz (dużo) i dobrze wymieszać (ja lekko ubijam widelcem). Na dużą patelnię wlać 1 łyżkę oliwy z oliwek wrzucić pokrojony boczek, smażyć na mocnym ogniu przez minutę aż do zrumienienia.
Makaron ugotować wg przepisu na opakowaniu, odcedzić, dodać do boczku na patelni. Do masy serowo jajecznej dodać stopniowo 2 – 3 łyżki wody od gotowania makaronu (sos się zahartuje i będzie bardziej kremowy)


Do gorącego już makaronu, cały czas mieszając, wlewać cienką strużką masę serowo - jajeczną, podgrzewać jeszcze 20 – 30 sekund, zdjąć z ognia, przełożyć na ogrzane talerze, posypać serem i od razu podawać. W przepisie celowo pominęłam sól, gdyż dla nas składniki potrawy są wystarczająco słone.
Gotowe danie można ozdobić świeżą bazylią i oprószyć ziołami (albo i nie). 
Smacznego.



niedziela, 1 stycznia 2012

Z serii: Co się w kuchni przydać może – garnki i patelnie ceramiczne Delimano


Już od jakiegoś czasu zbierałam się do napisania tego postu, w którym chciałabym zebrać moje wrażenia z użytkowania naczyń ceramicznych włoskiej firmy Delimano. Post będzie można znaleźć w zakładce „Akcesoria” (na górnym pasku)  
Nie mam ich wiele, ale to co mam pokazało mi, że gotowanie w ceramicznych garnkach jest bardzo przyjemne, a smażenie na ceramicznych patelniach nie wymaga użycia zbyt wielkiej ilości tłuszczu.
Pierwszym naczyniem ceramicznym, które pojawiło się w moim domu jest patelnia Dry Cooker (26 cm średnicy), o której pisałam chyba najwięcej.
Patelnia od początku wzbudziła moje zainteresowanie... bo jest dziurawa ;-))) Zaciekawiło mnie w niej też to, że wystarczy kropla oleju... oczywiście sceptyczna byłam, no bo jak można usmażyć chrupiącą rybkę na tak niewielkiej ilości oleju? No normalnie jako niewierna Margarytka musiałam się przekonać na własnej skórze. I się przekonałam. Pół łyżeczki oleju wystarczyło mi do usmażenia około kilograma pstrąga... i to na złoto – tak jak lubię.
Tej patelni używam często i sprawdza się znakomicie. Można w niej przygotować warzywa na parze, usmażyć kotlety przy użyciu naprawdę niewielkiej ilości tłuszczu, przygotować chińszczyznę, która pozostanie jędrna i krucha.


Jednym z moich ulubionych naczyń jest wok (28 cm średnicy) – duży, ciężki i świetnie utrzymuje ciepło. Mój poprzedni metalowy wok może się schować przy tym ceramicznym, w którym przygotowuję nie tylko dania kuchni azjatyckiej czy indyjskiej (np. ryż z warzywami po indyjsku). Świetnie sprawdza się też do przygotowania risotta (np. z pieczoną dynią), warzyw czy sosu do makaronu (po ugotowaniu można cały makaron wrzucić do tego dużego woka i wymieszać z warzywami czy sosem).


Garnek (20 cm średnicy) ceramiczny posiadam tylko jeden, ale bardzo chętnie gotuję w nim zupy, ma dopasowaną pokrywkę, która nie podskakuje i nie powoduje utraty ciepła, a czas gotowania jest o około jedną trzecią krótszy niż w zwykłym garnku. Świetnie sprawdza się też do wszelkiego rodzaju klusek i pierogów, które nie przywierają do dna.  


Mam też dwie patelnie – tradycyjną do smażenia (małą 20 cm) i głęboką dwuuchwytową (24 cm).


I jedna i druga sprawdza się znakomicie. Głęboką patelnię wykorzystuję nie tylko do duszenia mięsa, ale również do przygotowania warzyw do ryby po grecku, gulaszy, gołąbków czy gotowania warzyw. Jej zastosowanie jest bardzo szerokie, bo może być garnkiem, patelnią i brytfanną.  


Wszystkie naczynia mają jeszcze kilka innych zalet: powłoka ceramiczna sprawia, że potrawy nie przywierają, naczynia nie rysują się (nie trzeba obchodzić się z nimi tak delikatnie jak z teflonem, który łatwo zarysować), a gdy wystygną wystarczy kilka ruchów miękką gąbką i wyglądają jak nowe. Poza tym produkty Delimano mają bardzo dobrze zamontowane uchwyty, a chyba nie ma nic gorszego niż ruszająca się rączka w patelni czy garnku. Po kilku miesiącach intensywnego użytkowania nie zauważyłam takich problemów.
Przy tym wszystkim naczynia są dobrze wykonane i są bardzo ładne, co dla mnie też ma znaczenie. I niewątpliwą zaletą jest fakt, że są w środku białe.
Naczynia sygnalizują gotowość do użycia :-)
Czarne – pstryk – czerwone.


W tej chwili użytkuję jeszcze dwie patelnie teflonowe, ale jak tylko będą wymagały wymiany powiem im bez żalu baj baj i zastąpię je patelniami ceramicznymi. Różnica w cenie nie jest aż tak wielka, a trwałość znacznie dłuższa (może świadczyć o tym 5 letnia gwarancja).
Do pełni szczęścia brakuje mi w tej chwili patelni grillowej (moja teflonowa już dogorywa), większej patelni do smażenia i dwóch pokrywek (na wok i patelnię dwuuchwytową). Ale z czasem stanę się ich posiadaczką. Firma od czasu do czasu robi promocje i wtedy można kupić zestawy nawet za połowę ich wartości. 
Jedyną wadą tych garnków i patelni jest to, że nie można ich wstawiać do piekarnika, bo ich nienagrzewające się rączki są z tworzywa zupełnie nieprzystosowanego do takiej formy użytkowania.  Cóż, przeboleję. 

Dzielę się moją opinią, bo na rynku pojawia się coraz więcej patelni i garnków ceramicznych a i sporo osób mnie o nie pyta. W przypadku produktów Delimano cena idzie w parze z jakością. Warto zapłacić trochę więcej i mieć garnki i patelnie na lata.  
Gdyby ktoś chciał uzyskać więcej szczegółowych informacji to odsyłam na stronę Delimano, gdzie każdy produkt jest opisany, można zapoznać się też z cenami. Ja mogę odpowiedzieć na pytania dotyczące codziennego użytkowania tych naczyń, które posiadam.

Dopisane 01.01.2013

Przez ostatni rok przybyło mi kilka naczyń Delimano, które sprawdzają się równie znakomicie jak wcześniejsze.  A te wcześniejsze ciągle są jak nowe i dobrze mi służą.

Patelnia grillowa, która mi się marzyła jest w moim posiadaniu. Używam jej znacznie częściej niż elektrycznego grilla, bo jest dużo łatwiejsza w użytkowaniu i znacznie prościej ją umyć. Świetnie sprawdza się nie tylko do smażenia mięsa i warzyw, ale również np. do podsmażania naleśników.


Od pewnego czasu użytkuję również garnek rodzinny, o którym pisałam TU. Początkowo obawiałam się, nie będę go używała zbyt często, bo jest naprawdę duży. Ale jak się okazało garnek sprawdza się nie tylko do gotowania gołąbków czy bigosu, ale zdaje egzamin przy gotowaniu zup (np. jarzynowej z młodych warzyw), lecza czy przygotowywaniu przetworów takich jak dżemy (np. dżem agrestowy) czy powidła.




Kupiłam sobie też większą patelnię - 24 cm (brakuje mi jeszcze 28 cm), która doskonale się sprawdza do smażenia placuszków, kotletów, ryb...



Od pewnego czasu używam również blachy do pieczenia, która pozwala nie tylko na pieczenie ciasteczek czy pizzy. Ale równie dobrze można przygotować na niej pieczone ziemniaczki, kotleciki czy kurczaka. Mnie osobiście bardzo smakuje pizza upieczona na tej blaszce, bo wychodzi taka jak pieczona na kamieniu - miękka z lekko chrupiącym spodem.



Pojawiły się w też w mojej kuchni foremki silikonowe. Przyznam jednak bez bicia, że nigdy nie byłam fanką silikonowych foremek, bo do szału doprowadzał mnie fakt, iż nie utrzymują właściwego kształtu - gdy piekłam babkę w keksówce to boki zawsze się rozjeżdżały.  
Z foremkami Delimano nie ma tego problemu, bo dzięki metalowej ramie idealnie utrzymują swój kształt, a przy okazji zdecydowanie łatwiej wyciąga się je z piekarnika. 
Foremki nie są zbyt duże, więc można w nich upiec idealne ciasto do popołudniowej kawy i nie martwić się, że nie będzie go komu zjeść :-) 
Ja osobiście bardzo lubię mini szarlotkę upieczoną w okrągłej foremce.



Ostatnim nabytkiem jest elektryczna patelnia ceramiczna Delimano.  Patelnia jest duża, ma 35 cm średnicy i nadaje się nie tylko do smażenia, ale również duszenia, gotowania i pieczenia. Można w niej przygotować to wszystko, co na normalnej patelni a dodatkowo np. upiec pizzę.
 Zakres temperatur też jest dosyć szeroki: 80-250 stopni. W zestawie ma szklanką pokrywę, która idealnie przylega do patelni. 
Aby użytkować patelnię trzeba posiadać blat albo stół, nad którym nie ma wiszących szafek. W mojej małej kuchni jest to jednak niemożliwe, więc patelnię po kilkakrotnym użyciu podarowałam mamie, która i tak gotuje na kuchni elektrycznej  (więc nie ma dla niej znaczenia czy używa patelni zwykłej czy elektrycznej), a poza tym ma na nią wystarczająco dużo miejsca. 
Myślę, że taka patelnia to też bardzo fajny pomysł np. na działkę - bo można przygotować na niej cały obiad. 


Dopisane 01.12.2013 r.
Użytkuję te garnki już na tyle długo (niektóre prawie 3 lata), że ze spokojem mogę napisać, że w mojej małej kuchni sprawują się naprawdę dobrze. Gotuję na gazie, więc nawet bym się nie zdziwiła, gdyby spody garnków czy patelni były zniszczone. Ale nie są. Na emalii zewnętrznej jest może kilka zadrapań, ale wynika to raczej z mojej nieuwagi, gdy czasem zdarzy mi się przesunąć garnek po ruszcie, zamiast go po prostu przestawić.
Do mieszania w garnkach używam tylko drewnianych łopatek i łyżek, nie rozgrzewam ich na sucho - zawsze daję najpierw odrobinę tłuszczu (takie jest zalecenie producenta, aby zachować właściwości powłoki ceramicznej).
Poza tym nie myję ich "na gorąco", zostawiam aż wystygną i dopiero wtedy woda z płynem i miękka gąbka idą w ruch. I to chyba w zasadzie tyle jeśli chodzi o użytkowanie naczyń ceramicznych. Ja jestem bardzo zadowolona z tych garnków i patelni, bo gotuje mi się z ich pomocą naprawdę przyjemnie.

Dopisane 10.10.2015
Garnki i patelnie cały czas użytkuję i w dalszym ciągu nic im nie jest, patelnie zachowują swoje nieprzywierające właściwości i ciągle ładnie się prezentują.


Ostatnio pojawiły się informacje, że garnki i patelnie Delimano nie są już produkowane we Włoszech, a w Chinach - nie wiem więc jak jest z ich jakością. Wszystkie, które ja mam są włoskie, jedynie patelnia elektryczna została wyprodukowana w zakładzie w Słowenii. Warto więc dopytać przed zakupem, gdzie zostały wyprodukowane.

 

czwartek, 15 grudnia 2011

Spaghetti z łososiem i zielonym groszkiem w sosie jajeczno - serowym z cytrynową nutą


Gdy wróciłam we wtorek do domu (po weekendzie spędzonym w Radomiu) czekała na mnie przesyłka od Kotanyi... Otworzyłam i zaczarował mnie delikatny cytrynowy zapach. Zastanawiałam się co tak pachnie i odkryłam, że torebka z pieprzem cytrynowym lekko się uszkodziła. Miałam już wcześniej pieprz cytrynowy, ale zawierał czosnek, którego zwolenniczką nie jestem. Ten czosnku nie ma i jest obłędnie aromatyczny. Niby nic szczególnego: pieprz, skórka cytrynowa i naturalne aromaty. A jednak... Wczoraj ugotowałam łososia w parowarze (w towarzystwie brokułów i ziemniaczka), a dziś zrobiłam łososiowe spaghetti... ot tak wrzuciłam to co miałam. Nie chciało mi się już iść do sklepu po makaron pełnoziarnisty, więc wykorzystałam ten, który miałam w domu – z mąki durum.  
Danie wyszło pyszne, choć kompletnie nie fotogeniczne. Ale nic to... zostało zjedzone ze smakiem.


Składniki na 2 porcje

150 -180 g makaronu spaghetti albo tagliatelle (w zależności od apetytów)
150 g surowego łososia (filet)
4 łyżki startego sera grana padano
2 jajka
2 łyżki mleka
sok z ½ cytryny
½ łyżeczki pieprzu cytrynowego (u mnie Kotanyi)
szczypta soli (u mnie morska Kotanyi)
½ łyżeczki ziół włoskich z młynka Kotanyi
¾ szklanki mrożonego groszku
1 łyżeczka oliwy


W dużym garnku zagotować wodę na makaron (dodając 1 łyżeczkę soli), w mniejszym zagotować wodę na groszek (ze szczyptą soli i 1 łyżeczką cukru). Do wrzącej wody włożyć makaron, przykryć i ugotować al dente. Groszek wsypać do wrzącej wody i gotować bez przykrycia około 7 minut (spróbować – groszek powinien być miękki).
Łososia opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem, delikatnie posolić i posypać pieprzem cytrynowym. Na dużej patelni albo w woku (użyłam mojego ceramicznego woka Delimano) rozgrzać 1 łyżeczkę oliwy, włożyć łososia i smażyć go po kilka minut z każdej strony (czas zależy od grubości fileta). Gdy łosoś będzie usmażony ściągnąć do z patelni i podzielić na kawałki.
Jajka wbić do miseczki, dodać 2 łyżki mleka, sok z cytryny i 3 łyżki sera, zioła włoskie i wszystko dobrze roztrzepać.
Makaron i groszek odcedzić. Przełożyć na patelnię razem z łososiem. Wlać sos i szybko wymieszać, żeby nie zrobiła się jajecznica. Przełożyć na ogrzane talerze, oprószyć ziołami, posypać resztą sera i podawać.


wtorek, 19 lipca 2011

Risotto z bobem i koperkiem


Bób - cudowne, zdrowe, bogate w białko i pyszne warzywo. Bardzo go lubię i w tym roku mogłabym liczyć w kilogramach ilość bobu, który zjadłam. Od jakiegoś miesiąca, 2 – 3 razy w tygodniu kupuję pół kilograma bobu, gotuję i czaruję... Najchętniej sięgam po taki bób prosto z wody, nie obieram go ze skórek, bo w nich najwięcej witamin i skubię przeważnie na kolację. Miseczka bobu bez żadnych dodatków (250 g) ma zaledwie 165 kcal, więc bez najmniejszych wyrzutów sumienia się nim zajadam.
Bób jest bardzo wdzięcznym tematem kulinarnych szaleństw i można go wkomponować w wiele potraw. U mnie jednak nie jest to zbyt częste zjawisko – już dawno stwierdziłam, że wiele warzyw najbardziej smakuje mi w wersji solo – bez mieszania z czymkolwiek. Wiem, dziwna jestem, ale cóż – tak mam i już :-)
Ale tym razem bób wdał się w romans z ryżem i wyszło z tego bardzo przyzwoite, pożywne i przepyszne danie – idealne na samotny, leniwy niedzielny obiad. Nie przepadam za dodatkiem wina do risotta, więc jak prawie zawsze zrezygnowałam z niego na rzecz własnoręcznie przygotowanego drobiowo – warzywnego bulionu. Risotto jest prościutkie i szybkie – czyli takie jak być powinno.
Stwierdziłam też, że pomyślę nad zamrożeniem choć kilograma bobu, żeby móc się delektować tym risottem również zimą... mam tylko problem z zamrażarką – nijak nie chce się rozciągnąć ;-)
No dobrze... ale czas na przepis na proste, pyszne risotto.


Składniki na 2 porcje

250 -300 g bobu
120 g ryżu arborio (albo innego do risotto)
1 średnia młoda cebula
około 500 ml bulionu
pieprz świeżo mielony
2 – 3 łyżki posiekanego koperku
1 łyżka parmezanu albo innego twardego, drobno startego sera

Bób ugotować w lekko osolonej i osłodzonej wodzie (na ½ kg bobu daję 1 łyżeczkę cukru i 1 łyżeczkę soli, wrzucam do wrzącej wody). Ostudzić i obrać ze skórek.
Cebulkę pokroić w bardzo drobną kostkę. W rondlu, albo woku rozgrzać ghee, wrzucić cebulkę i na bardzo małym ogniu zeszklić (nie przypalić!). Wrzucić ryż i ciągle mieszając chwilę podsmażać, aż zrobi się szklisty. Wlać mniej więcej połowę (200 ml) gorącego bulionu, wymieszać i wolno gotować mieszając od czasu do czasu.


Po kilku minutach, gdy płyn zostanie wchłonięty przez ryż, dolać pozostały bulion i dalej gotować. Gdy większość bulionu zostanie wchłonięta przez ryż dodać bób, wymieszać, przykryć i zostawić jeszcze przez chwilę na niewielkim ogniu, aby ryż wchłonął resztę bulionu a bób się zagrzał.


Spróbować – jeśli ryż będzie się wydawał zbyt twardy to wlać jeszcze trochę gorącej wody.
Na końcu dodać starty parmezan, doprawić świeżo zmielonym pieprzem, wsypać koperek. Wymieszać i podawać.

Ps. Gdy przeczytałam komentarz Pauliny pomyślałam, że warto jeszcze coś dopisać. Ja do mojego risotto bulion wlewam w dwóch porcjach, ale głównie dlatego, że robię risotto z niewielkiej ilości składników i nie mam potrzeby robić tego inaczej. Gdy chcemy zrobić większą porcję risotta to warto wlewać bulion partiami - po chochli, i dopiero, gdy ryż bulion wchłonie wlać kolejną porcję.
Zawsze zastanawiałam się czy dodawać gorący czy zimny bulion.Ja dodawałam zawsze gorący. Zasięgnęłam języka u znawcy kuchni włoskiej i okazuje się, że to właściwe postępowanie, choć pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jest inaczej ;-)))



Ps. Małe paczuszki z herbatą wędrują do Polly i Ali. Alu, proszę o adres na maila :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...