Pokazywanie postów oznaczonych etykietą coś do pieczywa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą coś do pieczywa. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 czerwca 2019

Hummus


Cieciorka od kilku lat jest obecna w mojej kuchni. Lubię dania z jej dodatkiem, dorzucam do wielu dań jednogarnkowych, do kasz z warzywami, robię z niej kotlety, falafel, curry, cieciorkę w sosie pomidorowym i właśnie hummus. A mąkę z ciecierzycy wykorzystuję do przygotowania placka zwanego socca – świetnie zastępuje pieczywo (na to przepis też się pojawi).
Osobiście najbardziej lubię wersję hummusu z suszonymi pomidorami, ale podaję przepis na klasyczną, a pomidory zawsze można sobie dorzuć… i oczywiście tak tym razem zrobiłam i dwie wersje hummusu powstały.

Ciecierzyca, cieciorka, groch włoski – nazwy używane zamiennie, określają jedną roślinę. Ciecierzyca jest rośliną strączkową i doskonałym źródłem białka roślinnego (wiecie, że połowa białka, które zjadamy, powinna być białkiem roślinnym?), ma dużą wartość odżywczą, zawiera witaminy A, C, K i jest bogata w witaminy z grupy B, a także sporo minerałów takich jak potas, wapń, fosfor, żelazo, magnez, sód i cynk.
Dzięki temu, że zawiera dużo błonnika (17 g w 100 g suchego ziarna) pomaga w walce z zaparciami, oczyszcza jelita. Regularne jedzenie ciecierzycy pomaga obniżyć tak zwany zły cholesterol, który jest przyczyną miażdżycy. Za to duża zawartość potasu (875 mg w 100 g suchego ziarna) sprawia, że naczynia krwionośne są drożne, krew przepływa swobodniej, co w efekcie powoduje obniżenie ciśnienia krwi.
Ciecierzyca ma niski indeks glikemiczny, więc powinna być obecna w diecie cukrzyków, osób z insulinoopornością.
Ma jedną wadę – powoduje wzdęcia, ale łatwo je zminimalizować mocząc cieciorkę w wodzie i stosując przyprawy takie jak kumin, kminek, majeranek czy oregano.
Aquafaba, czyli woda z gotowania ciecierzycy (mocno zredukowana) albo z puszki świetnie nadaje się do ubijanie i można z niej przygotować bezę albo fajny krem czekoladowy.
Cieciorkę można wykorzystywać na wiele sposobów i z całą pewnością jest doskonałym produktem w rękach osób, które chcą ograniczyć mięso w swoim odżywianiu. 

A teraz hummus… co potrzebujemy, aby był pyszny? Oczywiście potrzebujemy ciecierzycy i to najlepiej takiej suchej, nie z puszki. Ciecierzyca wymaga cierpliwości, bo najpierw trzeba ją namoczyć (co najmniej na 12 godzin), a potem jeszcze dosyć długo gotować, około 1,5 -2 godzin. Więc ja od razu zawsze gotuję całą paczkę (400 -500 g) i robię z niej kilka potraw. Przeważnie jest to hummus i coś jeszcze – czasem kotlety, czasem curry, czasem cieciorka w sobie pomidorowym. Ale taka ugotowana ciecierzyca doskonale się mrozi i można ją potem wykorzystać do różnych dań.
Do hummusu potrzebujemy też pasty tahini, czyli pasty przygotowanej z uprażonych ziaren sezamu – można ją zrobić samemu poprzez uprażenie i zmielenie ziaren sezamu, ale równie dobrze możemy ją kupić w sklepie (ważne, aby w składzie był tylko prażony sezam). 



Hummus:

240 g (mniej więcej 1,5 szklanki) ugotowanej ciecierzycy
30 g (2 pełne łyżki) pasty tahini (można dać więcej, wg upodobań)
½ ząbka czosnku (można dać więcej, ja nie przepadam)
1 łyżka soku z cytryny
¼ łyżeczki kuminu (kminu rzymskiego)
opcjonalnie: pieprz, chili
duża szczypta soli (do smaku)
woda

dodatkowo: olej do podania (u mnie mój ukochany zimno tłoczony olej z wiesiołka), ewentualnie ziarna sezamu, orzeszki piniowe, słodka papryka, zatar do posypania
opcjonalnie: 3 – 4 suszone pomidory



Hummus – przygotowanie:

Przygotowanie hummusu należy zacząć od namoczenia i ugotowania ciecierzycy. To zabiera najwięcej czasu, ale jest proste. Ciecierzycę wsypać do dużej miski i zalać wodą, wody powinno być sporo, bo cieciorka ją wchłonie. Zostawić na co najmniej 12 godzin, u mnie przeważnie stoi 24 godziny. Po tym czasie ciecierzycę odlać, przepłukać na sicie, wsypać do dużego garnka i wlać świeżą wodę – znowu powinno być jej dosyć dużo, bo czas gotowania będzie długi. Ciecierzyce gotować 1,5 – 2 godzin, aż będzie miękka. Pod koniec gotowania dodać 1 łyżceczkę soli (ja na 400 g cieciorki daję 1 łyżeczkę soli). Niektórzy do gotowania ciecierzycy dodają sodę oczyszczoną, która może nieco skrócić czas gotowania, ale ja tego nie praktykuję. Ugotowana cieciorka powinna być miękka, wręcz rozchodzić się w palcach.
Ostudzoną cieciorkę włożyć do malaksera, dodać pastę tahini, czosnek, przyprawy i 2 – 3 łyżki zimnej wody (opcjonalnie można dodać 3 – 4 suszone pomidory z oleju). Zmiksować na gładką pastę. Jeśli nie posiadacie malaksera, to lepszym rozwiązaniem będzie ręczny blender (typu żyrafa), niż blender kielichowy, który możne sobie z hummusem nie poradzić (no chyba, że jest wysokoobrotowy). W trakcie miksowania, jeśli hummus będzie zbyt gęsty, można dolać jeszcze odrobinę wody. Konsystencja tak naprawdę zależy od naszych upodobań – jedni wolą, gdy humus jest bardzo, gładki i rzadszy, ja osobiście wolę gęściejszy i nie tak idealnie gładki. Tak więc czas miksowania zależy od naszych preferencji.
Gotowy hummus przełożyć do miseczki, słoiczka, na talerzyk i polać odrobiną oleju. Ja uwielbiam olej z wiesiołka  naszej lokalnej tłoczni - cudownie smakuje, a jednocześnie wspaniale wspomaga zdrowie kobiety.
Hummus można jeść ze świeżymi chrupiącymi warzywami, wykorzystać do go sałatki z kaszą czy posmarować nim pieczywo. 


wtorek, 29 sierpnia 2017

Pasta z fasoli z olejem rydzowym

Lubię wszelkiego rodzaju smarowidła do pieczywa i pasty, które można zjeść ze świeżymi warzywami. Jakiś czas temu miałam okazję spróbować pasty z fasoli z dodatkiem suszonych śliwek. Smakowała tak dobrze, że poprosiłam koleżankę o przepis i zrobiłam w domu. Odrobinę inaczej doprawiłam, bardziej dopasowując do swojego smaku.
Próbowałam już różnych wersji fasolowych past, ale dopiero ta spełniła moje oczekiwania w 100% - doprawiona majerankiem smakuje wybornie.
Od ponad roku w mojej kuchni goszczą fantastyczne polskie oleje Green Spoon tłoczone na zimno. W rzepakowym zakochałam się podczas pobyty w Bieszczadach, a pozostałe, w tym rydzowy poznałam ciut później, ale polubiłam równie mocno. Już nie wyobrażam sobie mojej kuchni bez ich obecności. Używam ich tylko na zimno, a rzepakowy, cudownie pachnący orzechami, zdecydowanie jest moim faworytem.

 

Składniki: 
 
1 puszka białej fasoli
2 duże cebule
6 suszonych śliwek
1 łyżka oleju rydzowego albo rzepakowego tłoczonego na zimno
1 łyżeczka klarowanego masła
1 liść laurowy
2 ziarna ziela angielskiego
kawałek świeżego rozmarynu
2 – 3 goździki
½ łyżeczki soli
½ łyżeczki mielonego pieprzu
szczypta mielonego chili
szczypta mielonego imbiru
1 łyżka majeranku
około 70 - 100 ml ciepłej wody
czarny sezam do posypania



Pasta z fasoli z suszonymi śliwkami – przygotowanie:

Śliwki namoczyć w ciepłej wodzie. Fasolę odcedzić. Cebulę pokroić w pół talarki. Na patelni rozgrzać klarowane masło, wrzucić rozmaryn, liść laurowy, ziele, goździki i smażyć około pół minuty, dodać pokrojoną cebulę i podsmażyć do zrumienienia. Wyciągnąć rozmaryn, liść, ziarna ziela i goździki (wyrzucić). Śliwki odcedzić, pokroić w mniejsze kawałki.
Fasolę, podsmażoną cebulę, śliwki włożyć do malaksera, wsypać przyprawy, wlać łyżkę oleju i około 50 ml ciepłej wody. Zmiksować, a jeśli pasta jest zbyt gęsta dolać jeszcze wody i zmiksować (ja wolę, gdy jest bardziej zwarta, ale można zrobić luźniejszą). Wstawić do lodówki, aby pasta się schłodziła.
Świetna do pieczywa ale również jako dip do warzyw.
Ilość przypraw to rzecz bardzo indywidualna i warto po prostu dopasować do własnego smaku. Dla mnie w tych proporcjach, które podałam jest idealna.


 

niedziela, 19 lutego 2017

Pasztet drobiowo – wołowy z żurawiną (bez wątróbki)

Ostatnio mam wyjątkową „fazę” na rosoły, więc gotuję je często. A że mięsa z rosołu zjadamy niewiele, to jakoś trzeba je zagospodarować. No, ale ileż można robić pierogi czy krokiety albo paszteciki? W zamrażarce miałam już sporo gotowanego mięsa, więc trzeba było wymyślić coś innego, a przy tym  smacznego. Wykombinowałam pasztet, bazując na przepisie na pasztet domowy mojej mamy. Dorzuciłam 100 g żurawiny namoczonej w koniaku i wyszło naprawdę świetnie. W moim osiedlowym sklepie nie było wątróbki, a prawdę powiedziawszy nie chciało mi się nigdzie dalej gonić, więc z niej zrezygnowałam, ale oczywiście jeśli ktoś chce, może dorzucić około 200 g podsmażonej wątróbki.
Pasztet wychodzi kremowy i puszysty, mnie smakuje bardzo.  
 

Składniki na foremkę o wymiarach 36 x 12 cm (mierzone na górze foremki):

1,5 kg mieszanego mięsa z rosołu (u mnie kurczak, kaczka, indyk, gęś, wołowina) – waga ugotowanego mięsa
½ szklanki bułki tartej
2 łyżki kaszy manny
3 duże jajka
1 szklanka rosołu (ja użyłam świeżo ugotowanego, ostudzonego – dodałam razem z tłuszczem, który zebrałam z góry)
½ łyżeczki gałki muszkatołowej
1 płaska łyżeczka soli
1 płaska łyżeczka pieprzu
2 łyżki majeranu
100 g suszonej żurawiny
100 ml koniaku albo brandy (można zrezygnować z alkoholu, ale on nadaje fajnego smaku)


Pasztet drobiowo – wołowy z żurawiną (bez wątróbki) - przygotowanie:
 
Żurawinę zalać koniakiem i zostawiać, aby się „opiła”. Mięso zemleć dokładnie na gładką masę w malakserze albo przepuścić trzykrotnie przez maszynkę do mielenia mięsa na drobnym sicie (ja osobiście mielę w maszynce). Do zmielonej masy dodać ½ szklanki bułki tartej i 2 łyżki kaszy manny, wbić 3 całe* jajka, wsypać ½ łyżeczki startej gałki muszkatołowej, 1 płaską łyżeczkę zmielonego czarnego pieprzu, 1 płaską łyżeczkę soli, 2 łyżki majeranku (roztartego w dłoniach), dodać namoczoną żurawinę razem z koniakiem i 1 szklankę rosołu. Masę dokładnie wyrobić, jeśli będzie za sucha dodać jeszcze trochę wywaru, a jeśli wyda się zbyt wilgotna wsypać jeszcze 1 łyżkę kaszy manny. Masa powinna być wilgotna, ale nie luźna.
Foremkę wysmarować masłem i wysypać bułką tartą. Przełożyć do niej masę (po trochu) ubijając dłonią. Foremka będzie prawie pełna, ale pasztet nie rośnie, więc nie ma obawy, że z foremki wypłynie. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 stopni (u mnie góra - dół) i piec około 70 minut. Pasztet jest upieczony, gdy odchodzi od brzegów foremki.
Można też masę przełożyć do średniej wielkości tortownicy i piec około 60 minut.
Pasztet drobiowo – wołowy z żurawiną po upieczeniu można zamrozić i przechowywać do 3 miesięcy w zamrażarce albo podzielić się z rodziną czy przyjaciółmi.

*Jeśli chcecie uzyskać bardziej puszysty pasztet, to do masy trzeba dodać same żółtka, a białka ubić na pianę i dodać ją do masy pod sam koniec wyrabiania i delikatnie wymieszać szpatułką. 




 

wtorek, 20 września 2016

Z serii „coś na zimę”: Dżem cukiniowo – ananasowy

Przepis na to cudo dostałam od Agnieszki, którą poznałam w jednej z grup kulinarnych. Dżem mnie zaciekawił i postanowiłam wykorzystać przepis. Nieco zmieniłam proporcje, dałam całą puszkę ananasów i znacznie mniej cukru, ale myślę, że wyszło na dobre. Bardzo polecam, bo to zawsze jakaś odmiana od klasyki. 



Składniki na 7 słoiczków o pojemności 200 ml:

1 kg cukinii (waga po obraniu i usunięciu gniazd nasiennych)
1 puszka ananasa
100 ml soku wyciśniętego z cytryny
1 galareta cytrynowa
250 - 300 g cukru (do smaku, wg uznania)



Dżem cukiniowo – ananasowy – przygotowanie:

Cukinię obrać, oczyścić, pokroić w drobną kostkę i wrzucić do szerokiego rondla z grubym dnem. Dodać pokrojonego w kostkę ananasa razem z syropem z puszki, zagotować i wlać sok z cytryny. Dusić na wolnym ogniu (bez przykrycia) aż cukinia będzie miękka i szklista, powinna zacząć się rozpadać – u mnie trwało to około 60 minut. Na tym etapie można dżem potraktować blenderem i część masy zmiksować (ja tak zrobiłam, ale nie jest to konieczne). Wsypać cukier i gotować aż się rozpuści, a masa zacznie gęstnieć. Spróbować i jeśli trzeba dosypać jeszcze trochę cukru. Wsypać suchą galaretkę cytrynową i gotować jeszcze 3 minuty, aż galaretka się dobrze rozpuści i połączy z masą. Gorący dżem cukiniowo – ananasowy przełożyć do wyparzonych słoiczków, zakręcić, odwrócić do góry dnem, przykryć grubym ręcznikiem i zostawić do wystygnięcia.
Tych słoiczków nie powinno się pasteryzować ze względu na obecność galaretki, która nie powinna być długo podgrzewana. Jeśli ktoś chce długo przechowywać dżem, to zamiast galaretki powinien użyć żelfixu. Te słoiczki są zamykane na gorąco, więc powinny wytrzymać kilka miesięcy, ale to sprawdzę za jakieś pół roku.


niedziela, 18 września 2016

Z serii „coś na zimę”: Dżem dyniowio – pomarańczowy

Uwielbiam robić przetwory i patrzeć jak z prostych, niedrogich składników powstają cudowne dżemy, pasty, konfitury. I choć zawsze sobie obiecuję, że nic więcej już nie robię, to zawsze coś mnie zainspiruje albo natchnie, aby spróbować czegoś nowego. Jakiś czas temu dostałam przepis na dżem cukiniowo – ananasowy od Agnieszki (przepis lada dzień), którą poznałam w jednej z grup kulinarnych. Spodobał mi się na tyle, że postanowiłam go wykorzystać i to był strzał w dziesiątkę. Idąc tą drogą postanowiłam przygotować również dżem dyniowy z pomarańczami. I cóż mogę powiedzieć? Wyszedł przepyszny, a robi się go bardzo szybko.
Muszę jednak zwrócić uwagę, że w przypadku tego dżemu wszystko zależy od samej dyni, od tego jak bardzo jest słodka i jaki ma smak, bo wbrew pozorom dynia dyni nierówna. Ja najbardziej lubię trzy gatunki: Muscat, Hokkaido i Piżmową. Oczywiście duża ogrodowa też się nada, ale musi być słodka i dobrze byłoby, gdyby miała pomarańczowy miąższ, bo wtedy dżem będzie miał piękny kolor.
Uwielbiam dynię i często po nią sięgam. W sezonie jesiennym krem z dyni jest u mnie przynajmniej raz w tygodniu. Dynia jest warzywem niskokalorycznym, bo zawiera zaledwie 28 kcal w 100 g, a przy tym jest bogata w potas, wapń, fosfor i witaminy z grupy B, jest też wspaniałym źródłem B-karotenu. Działa na organizm odkwaszająco i niewątpliwą jej zaletą jest to, że podczas gotowania nie traci swoich cennych właściwości. Na blogu znajdziecie kilka pomysłów na wykorzystanie dyni: krem z dyni z serem, krem z dyni z ananasem i mlekiem kokosowym, kluski dyniowe, makaron z dynią, risotto z pieczoną dynią, sok z dynią, curry z dodatkiem dyni.
A dziś dołącza do nich dżem dyniowo – pomarańczowy. Nie trzeba go od razu robić dużo, bo sezon na dynię jest długi, można ją długo przechowywać (ja jeszcze w kwietniu kupowałam dynię piżmową), a najlepsze pomarańcze są zimą, więc wtedy też można sobie zrobić kilka słoiczków dżemu dyniowego. Kolejne porcje można sobie wzbogacać wanilia, imbirem czy cynamonem, ale pierwszą proponuję zrobić bez tych dodatków, bo smakuje naprawdę cudownie. 



Składniki na około 1 litr dżemu (u mnie 3 słoiczki po 300 ml + trochę w miseczce):

1 kg dyni obranej i pokrojonej w drobną kostkę (waga dyni po obraniu) – ja użyłam dyni Muscat
2 duże pomarańcze
sok wyciśnięty z 1 cytryny
1 szklanka soku pomarańczowego (dałam wyciskany z pomarańczy ale może być z kartonu)
220 g (1 szklanka) cukru (jeśli dynia jest mało słodka można dać więcej – do smaku)
1 galaretka pomarańczowa



Dżem dyniowo – pomarańczowy – przygotowanie:

Pomarańcze obrać razem z białą skórką, odfiletować – nie powinno zostać nic białego, aby dżem nie wyszedł gorzki. Do rondla wrzucić dynię, cząstki pomarańczy pokrojone na kawałki, wlać sok pomarańczowy i cytrynowy. Dusić bez przykrycia aż dynia zmięknie i będzie się rozpadać pod naciskiem łyżki, a większość płynu odparuje – trwa to kilkanaście minut (niektóre gatunki dyni potrzebują więcej czasu). Do masy dyniowo – pomarańczowej wsypać cukier (w tym momencie masa zrobi się rzadsza, ale tak ma być). Gotować około 5 minut aż masa trochę zgęstnieje. Spróbować i jeśli trzeba to dodać jeszcze trochę cukru. Wsypać suchą galaretkę pomarańczową, dobrze wymieszać i gotować razem 2 minuty, aby galaretka się rozpuściła.
Gorący dżem dyniowo – pomarańczowy nałożyć do czystych, wyparzonych słoiczków, zakręcić i odwrócić do góry dnem. Przykryć grubym ręcznikiem i zostawić do wystygnięcia.
Tych słoiczków nie powinno się pasteryzować ze względu na obecność galaretki, która nie powinna być długo podgrzewana. Dżem jest zamykany na gorąco, więc teoretycznie powinien kilka miesięcy wytrzymać. Jeśli ktoś chce długo przechowywać, to zamiast galaretki powinien użyć żelfixu.
Zostawię jeden słoik i sprawdzę za pół roku jak się przechowuje.
Dżem nie nadaje się do pieczenia, bo się rozpuści i wycieknie, za to świetnie smakuje ze świeża chałką, tostami czy naleśnikami.




wtorek, 19 lipca 2016

Pasta z bobu podana na grzankach z jajkiem na twardo

O tym, że warzywa są w naszym domu lubiane pisałam wielokrotnie. Jemy ich sporo i pod różną postacią. Dziś chcę Wam zaproponować fajną pastę z bobu, którego ciągle na straganach pod dostatkiem. A warto go jeść, bo jest bogaty w dobre składniki (więcej o bobie pisałam TUTAJ). Przeważnie robię tę pastę z dodatkiem ziaren słonecznika, ale zalegały mi w szafce orzeszki piniowe i chciałam je wykorzystać. W połączeniu z doskonałym olejem słonecznikowym tłoczonym na zimno wyszła fantastycznie. Zawsze dodawałam zwykły olej słonecznikowy, ale jednak jakość oleju potrafi wiele zmienić. Nie da się ukryć, że dobry produkt może naprawdę wiele.
Olej trafił w moje ręce trochę przez przypadek. Podczas wiosennego pobytu w Bieszczadach kilka razy odwiedziliśmy „Chatę Wędrowca”, w której jako starter przed posiłkiem podawali świeże pieczywo, warzywa i mały spodek z olejem. Wszyscy się nim zachwycali, bo smak naprawdę był niezwykły. Zachwyciłam się i ja. Zapytałam co to za oliwa czy olej i gdy mi kelnerka powiedziała, że rzepakowy, to zwyczajnie nie chciało mi się wierzyć. Poprosiłam o pokazanie butelki i zrobiłam sobie zdjęcie, żeby poszukać go w sklepie, bo dawno żaden produkt mnie tak nie zachwycił.
Przy „Chacie Wędrowca” jest sklepik z różnymi produktami, ale niestety oleju nie było, więc zaczęłam szperać w Internecie i znalazłam producenta na Facebooku, zapytałam gdzie mogę kupić olej i dostałam odpowiedz... Niestety na północy Polski nie ma go w sklepach stacjonarnych, ale jest jeszcze sklep internetowy, w którym można robić zakupy bez żadnych obaw, bo oleje są tak zapakowane, że podróż im niestraszna. Do najtańszych nie należą, ale czasem warto podarować sobie odrobinę luksusu. Gdyby ktoś był zainteresowany olejami, to polecam sklep Green Spoon.
Okazało się, że mają w ofercie cztery rodzaje: wspomniany już przeze mnie olej rzepakowy, olej słonecznikowy, olej lniany i olej rydzowy. Wszystkie cztery oleje zawitały do mojej kuchni i wszystkie okazały się doskonałe, choć to w rzepakowym zakochałam się na zabój. Innego rzepakowego już nie chcę.
A wracając do pasty – dodałam do niej trochę oleju słonecznikowego, lekko zaostrzyłam chili i wyszła przepyszna. A podałam na grzankach i w towarzystwie jajka - pomysł zgapiłam od koleżanki, u której jadłam kiedyś tak podaną pastę z czarnej fasoli. 


Składniki na niedużą salaterkę:

500 g młodego bobu (stary robi się mączysty i nie jest już taki smaczny)
2 – 3 łyżki orzeszków pinii albo ziaren słonecznika
30 ml (2 łyżki) oleju słonecznikowego (u mnie tłoczony na zimno)
½ łyżeczki soku z cytryny
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
sól, świeżo mielony pieprz, chili

Do podania: 
grzanki (u mnie z chleba żytniego na zakwasie), jajko ugotowane na twardo albo półtwardo, szczypiorek, natka czy inne zielsko



Pasta z bobu – przygotowanie:

Bób ugotować do miękkości, ostudzić, obrać ze skórek. Orzeszki pinii albo ziarna słonecznika uprażyć na suchej patelni – uważać, żeby nie przypalić, bo pasta nabierze gorzkiego posmaku. Bób, orzeszki (albo ziarna) wrzucić do blendera, dodać posiekaną natkę pietruszki, sok z cytryny, olej, po szczypcie soli, pieprzu i chili i zmiksować na gładką pastę. Spróbować i jeśli trzeba doprawić do smaku – ja dodałam jeszcze trochę pieprzu. Pasta musi być dobrze doprawiona, bo inaczej będzie mdła.
Chleb włożyć do tostera albo na patelnię i opiec na chrupko. Posmarować pastą z bobu, ułożyć na niej plasterki jajek i posypać zieleniną. 



czwartek, 24 marca 2016

Schab z morelami z szynkowaru. Konkurs.

Jakiś czas temu zostałam zaproszona przez Sklep Ogrodniczy do podjęcia wyzwania #SzynkowarChallenge. Wyzwanie przyjęłam i przygotowałam swoją wędlinę, czyli schab z morelami z szynkowaru. To urządzenie nie jest mi obce, bo posiadam już jeden egzemplarz – mniejszy i o innym kształcie. Na blogu można znaleźć wędliny, które przygotowałam z jego pomocą.
Tym razem w moje ręce trafił okrągły szynkowar o pojemności 1,5 kg. Zastanawiałam się, co do niego zapakować, aby było smacznie i efektownie. Jako, że nie lubię tłustych wędlin wybór padł na schab z morelami, bo połączenie mięsa i owoców jest przez nas bardzo lubiane. Wyszło lepiej niż się spodziewałam, bo schab wyszedł kruchy, delikatny, idealnie doprawiony i z lekką słodkawą nutą, którą dała morela.
Z dodatkiem chrzanu bajka... No i świetnie się kroi na cienkie plasterki.
Do przygotowania schabu z morelami z szynkowaru użyłam soli peklowej, aby uzyskać ładny kolor, ale spokojnie można sól peklową zamienić na zwykłą i też będzie smacznie. Wykorzystałam przyprawy, które lubię, ale oczywiście można dokonać innego wyboru i doprawić tak jak się lubi. 


Składniki na schab z morelami z szynkowaru:

1,2 kg schabu środkowego
20 g (2 łyżeczki) peklosoli
5 g (1 łyżeczka) świeżo mielonego czarnego pieprzu
10 g (2 łyżeczki) słodkiej czerwonej papryki
1 g (¼ łyżeczki) mielonego chili
3 g (1 łyżeczka) mielonej kolendry
2 liście laurowe
100 g suszonych moreli (można zastąpić śliwkami)


Schab z morelami szynkowaru – przygotowanie:

Schab oczyścić, umyć i osuszyć papierowym ręcznikiem. W schabie zrobić nacięcie (wbić długi nóż w środek mięsa) na tyle szerokie, aby można było włożyć do środka suszone owoce. ½ łyżeczki peklosoli z pomocą noża wprowadzić do środka mięsa w miejsce nacięcia i dokładnie rozprowadzić. Pozostałą sól peklową wymieszać z papryką, pieprzem, chili i kolendrą. Przygotowane mięso natrzeć dokładnie przyprawami, przełożyć do miski, na górze położyć liście laurowe, przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na 36 – 48 godzin. Po tym czasie schab nadziać morelami (ja pomagam sobie trzonkiem drewnianej kopystki), włożyć do worka przeznaczonego do gotowania, zabezpieczyć górę woreczka (ja zakręcam) i całość włożyć do szynkowaru. Założyć sprężynę, a następnie pokrywkę. Tak przygotowany szynkowar wstawić do lodówki na kolejna 24 godziny.
Wysoki garnek (mój to 50 -letni zabytek, ale się sprawdza do takiego gotowania) wyłożyć ściereczką, wstawić szynkowar, wlać tyle gorącej wody (u mnie prosto z czajnika), aby sięgała około 1,5 – 2 cm poniżej pokrywki szynkowaru. Przykryć pokrywką w temperaturze 80 -90 stopni i parzyć przez około 2 godziny (czas liczymy od chwili wstawienia na gaz). Woda w garnku nie powinna wrzeć, a jedynie lekko pyrkać, przykrywka nie powinna być szczelnie nałożona, a raczej uchylona.
Po 2 godzinach szynkowar wyciągnąć z garnka, zostawić do całkowitego wystygnięcia, a potem włożyć do lodówki na kilka godzin (u mnie to było 8 godzin). Następnie schab wyciągnąć na talerz i od razu można go kroić. 





KONKURS
A teraz zapraszam Was na bardzo łatwy konkurs, w którym do wygrania są dwa takie same zestawy zestawy do przygotowania domowych wędlin, w skład których wchodzą:
- szynkowar 1,5 kg
- termometr do mięs
- 20 woreczków do szynkowaru
- nóż do wędlin i łososia firmy FISKARS
- dwie mieszanki przypraw do peklowania mięs

Co trzeba zrobić, aby mieć szansę na wygranie takiego zestawu? Naprawdę niewiele.

Wystarczy wejść na stronę: http://www.sklepogrodniczy.pl/blog/szynkowarchallenge  i zapoznać się z trzema zamieszczonymi tam przepisami, a potem w komentarzu na moim blogu odpowiedzieć na dwa pytania:

1. Dlaczego akurat wybrany przepis przypadł Ci do gustu?


2. Dlaczego to do Ciebie powinien trafić szynkowar?

Zachęcam również do polubienia profilu Sponsora na FB (nie jest to warunek konieczny).

Konkurs trwa tydzień od 24 – 31 marca 2016 roku.
Nagrody są dwie, więc zostaną nagrodzone dwie osoby, a wyniki zostaną ogłoszone w tym poście do 4 kwietnia 2016 roku. Na dane osób nagrodzonych będę czekała do 6 kwietnia, jeśli ich nie dostanę, wybiorę kolejną osobę - wysyłka nagród na terenie Polski. 
Bardzo proszę, aby komentarze osób niezalogowanych były podpisane imieniem i nazwiskiem albo nickiem. Anonimowe wpisy nie będę brane pod uwagę przy wyborze zwycięzców. 

Rozwiązanie konkursu:

Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za udział w konkursie. Przyznam, że ilość odpowiedzi bardzo mocno mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się, że będzie ich tak wiele. Za każdą pięknie dziękuję.
Jak to mawiają, kto nie gra ten nie wygrywa i zawsze warto próbować,  bo szczęście uśmiecha się czasem w najmniej oczekiwanym momencie, przekonało się o tym już wielu z Was. Przeczytałam z uwagą wszystkie komentarze i to dwukrotnie, wybór miałam bardzo trudny, bo i 10 szynkowarów to byłoby mało... Ale musiałam wybrać i wybrałam.
Szynkowary wraz z akcesoriami otrzymają:


Gryx i Kajka

Nagrodzone osoby proszę o przesłanie adresu do wysyłki nagrody (na terenie RP) na maila: margarytka75@vp.pl
Na adresy czekam do 6 kwietnia, jeśli ich nie dostanę wybiorę kolejne osoby.


niedziela, 1 listopada 2015

Krem piernikowy / krem korzenny

Do przygotowania tego kremu przymierzałam się już od jakiegoś czasu. Kiedyś kupiłam słoik z takim smarowidłem i pokochałam, bo u nas wszystko, co piernikowe ma wzięcie.
I pewnie, gdyby ciągle był dostępny w sprzedaży, to bym się za to nie zabrała, a tak przynajmniej wiem, że w ciągu 10 minut mam gotowy, pyszny krem piernikowy i pozmywane naczynia po jego przygotowaniu.
Zanim się wzięłam za ten krem, to nie szukałam przepisu, poszłam zupełnie na żywioł i tym razem moja intuicja mnie nie zawiodła. Smaki się idealnie połączyły, ale w drugim podejściu dałam trochę mniej mascarpone i krem wyszedł jeszcze lepszy – dla mnie idealny. I dopiero jak już go zrobiłam, to zaczęłam szperać w internecie i takiej wersji nigdzie nie znalazłam. Kusi mnie jeszcze wersja z kaszą jaglaną, ale to za jakiś czas.
Z tej ilości składników nie wychodzi zbyt dużo kremu, jeden średniej wielkości słoiczek, ale może to i dobrze. Lepiej zrobić częściej na świeżo, niż gotowy przechowywać zbyt długo w lodówce.
Ja przygotowałam krem z ciastek korzennych speculoos, ale jak tylko upiekę swoje pierniczki, to one pójdą w ruch i sprawdzę jak krem się utrze z domowych pierniczków. Speculoos sama nie upiekę, bo foremek do nich brak. Taki krem można wykorzystać nie tylko do pieczywa, ale również do naleśników, wafli, makaroników... a ja mam w planach ukręcenie z niego lodów, które z pewnością przypadną do smaku Zielonookiemu. 



Składniki na około 300 ml kremu:

120 g ciastek korzennych (speculoos albo pierniczków)
1 łyżka (ok. 20 – 25 g) oleju kokosowego
1 łyżka (ok. 30 g) miodu (u mnie wielokwiatowy)
1 płaska łyżeczka (ok. 4 g) przyprawy do piernika (może być domowa albo gotowa, ale taka, która zawiera żadnych wypełniaczy w postaci cukru czy mąki, a jedynie same przyprawy)
50 ml mleka (u mnie 3,2% ale może być każde inne)
80 - 100 g serka mascarpone (ilość serka zależy od tego, czy chcemy mieć bardziej czy mniej intensywny krem, ja daję 80g)


Mleko z olejem kokosowym i miodem lekko podgrzać. Wsypać przyprawę piernikową, wymieszać i zostawić do wystygnięcia. Ciastka korzenne połamać, wrzucić do młynka albo blendera (ja wykorzystałam szatkownicę blendera) i zmiksować na pył. Do ciastek wlać mleko z dodatkami (ja przecedziłam przez sitko) i miksować aż do uzyskania pożądanej konsystencji. Mnie zależało, żeby masa była gładka. Do miseczki włożyć serek mascarpone, dodać połowę masy piernikowej, dobrze wymieszać i dopiero dodać resztę masy i wymieszać do konsystencji kremu. Krem po wymieszaniu może być lekko luźny (szczególnie, gdy mleko zupełnie nie wystygnie i masa piernikowa jest lekko ciepłą), ale po godzinie w lodówce nabiera idealnej konsystencji nadającej się do smarowania.
Gotowy krem przełożyć do słoika i wstawić do lodówki. Przechowywać niezbyt długo, najwyżej kilka dni. 



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Pasta jajeczno – serowa z rzeżuchą i chrzanem

O tym, że pasty na stole pojawiają się w naszym domu dosyć często nie muszę nikogo przekonywać. Osobiście najbardziej lubię pastę z wędzonej makreli czy pstrąga, ale jajeczną też nie gardzę. Dla mnie to znacznie ciekawszy dodatek do pieczywa niż wędlina, a przygotowanie nie wymaga wiele czasu.
Rzeżuchę sieję wiele razy w ciągu roku, bo ją po prostu lubię - jest świetnym i tanim dodatkiem do twarożku. Na święta posiałam jej dosyć dużo, więc pasta z jej dodatkiem jest świetnym rozwiązaniem. Ja dodaję do niej również odrobinę chrzanu, ale jeśli ktoś nie lubi może go pominąć. 


Składniki na średnią salaterkę (na 4 porcje):

4 jajka ugotowane na twardo
200 g twarogu
4 łyżki posiekanej rzeżuchy
1 łyżeczka chrzanu – dałam domowy
½ łyżeczki musztardy (u mnie sarepska)
1 łyżka majonezu
sól, pieprz


Jajka obrać, zetrzeć na tarce albo rozgnieść widelcem (można zmiksować blenderem, choć ja osobiście za zupełnie gładką pastą nie przepadam). Dodać twaróg, rzeżuchę, chrzan, musztardę, majonez, sól i pieprz do smaku. Całość wymieszać i gotowe. Jeśli pasta jest za gęsta można dodać jeszcze trochę majonezu albo jogurtu (wszystko zależy od rodzaju twarogu jakiego się użyje).


wtorek, 26 sierpnia 2014

Schab pieczony w ciemnym piwie

Kolejny pomysł na domową wędlinę. Nic trudnego, nic skomplikowanego. Ja przygotowałam spory kawałek schabu, który jednocześnie stanowił danie obiadowe. To, co zostało stanowiło wędlinę do chleba... Z dodatkiem domowej lutenici smakuje przepysznie.
Nie dodawałam do tego mięsa zbyt wielu przypraw, żadnych ziół, jedynie podstawowe przyprawy takie jak sól, pieprz i paprykę. Dobre mięso obroni się samo. 


Składniki:

1,3 – 1,5 kg schabu środkowego (dosyć szerokiego)
1 litr maślanki albo niepasteryzowanego mleka
2 łyżki kefiru albo jogurtu naturalnego
2 duże cebule
250 ml ciemnego piwa (użyłam ciemnego łagodnego)
125 ml wody
1 łyżka smalcu albo klarowanego masła
sól, pierz, czerwona słodka papryka, pieprz cayenne

do sosu:
1 czubata łyżeczka mąki pszennej albo mazeiny
¼ szklanki zimnej wody
1 łyżeczka cukru
opcjonalnie 100 ml śmietanki kremówki 30 -36 %


Schab umyć, włożyć do miski (ważne, aby nie była zbyt duża), zalać maślanką wymieszaną z kefirem albo jogurtem (można użyć niepasteryzowanego mleka zakwaszonego kefirem albo jogurtem), które powinna przykryć mięso, wstawić do lodówki na 24 godziny. Po tym czasie mięso wyciągnąć, osuszyć papierowym ręcznikiem. Natrzeć solą, pieprzem, czerwoną słodka papryka i pieprzem cayenne i ponownie umieścić w lodówce na 24 – 48 godzin (u mnie stało 48 godzin).
Piekarnik nagrzać do 150 stopni (góra - dół).
W głębokim rondlu, takim, który można wstawić do piekarnika *, rozgrzać mocno 1 łyżkę smalcu albo klarowanego masła. Włożyć mięso i obsmażyć je szybko na mocnym ogniu, aby zewnętrzne białko się ścięło i soki nie uciekały z mięsa.
Cebule obrać, pokroić w piórka i wrzucić do obsmażonego mięsa i podsmażyć do zrumienienia. Wlać ½ szklanki wody i piwo. Doprowadzić do wrzenia. Przykryć i wstawić do piekarnika nagrzanego do 150 stopni. Piec około 1,5 godziny. Wyłączyć piekarnik i zostawić mięso jeszcze na 30 minut w gorącym piekarniku. Wyciągnąć rondel z piekarnika, wyciągnąć mięso na talerz i przykryć je kawałkiem folii aluminiowej, aby odpoczęło.
Zawartość rondla zmiksować blenderem i spróbować, czy płyn nie jest zbyt słony – jeśli tak, to dolać trochę wody i zagotować. W małym słoiczku roztrzepać mąkę z zimną wodą i bardzo powoli wlać do sosu, aby go zagęścić. Gotować jeszcze 2 – 3 minuty, aby sos stracił smak surowizny. Można dodać około 100 ml śmietanki kremówki - ja nie dodaję, uważam, że nie ma potrzeby.
Schab pokroić w plastry i podawać z przygotowanym sosem, a jeśli jest przygotowany tylko i wyłącznie jako wędlina, to robienie sosu można sobie darować albo sos wykorzystać np. do pulpecików gotowanych na parze.

*jeśli nie dysponujecie garnkiem, który można wstawić do piekarnika, to po prostu wystarczy całość przełożyć do naczynia żaroodpornego i wstawić do piekarnika

Ps. Wcześniej zalewałam schab mlekiem zakwaszonym jogurtem, ale spróbowałam wersji z maślanką i wg mnie wychodzi jeszcze bardziej kruchy. 


poniedziałek, 28 lipca 2014

Filet z kurczaka w papryce

Kolejna, bardzo prosta i szybka do przygotowania wędlina do chleba. Nie ma tu żadnej filozofii, nie potrzeba do jej przygotowania żadnych specjalnych urządzeń, jest dużo tańsza niż ta ze sklepu, a jednak zdrowsza i smaczniejsza. Tak przygotowane mięso wychodzi soczyste i smaczne, można je wykorzystać również jako dodatek do sałatek czy danie obiadowe.
Ja przygotowałam 3 filety, ale można użyć ich dowolną ilość, w zależności od potrzeb.
Na blogu jest już kilka domowych wędlin, np. szynka gotowana w czerwonym winie, pyszny pieczony filet z indyka, czy schab pieczony ze śliwkami i morelami.
 

Składniki:

3 duże filety z kurczaka
1 płaska łyżeczka soli
1 płaska łyżeczka świeżo mielonego czarnego pieprzu
2 łyżeczki słodkiej czerwonej papryki
szczypta chili
1 łyżeczka klarowanego masła albo 1 łyżka oleju
woda

Filety z kurczaka opłukać, osuszyć (np. papierowym ręcznikiem), obsypać przyprawami i dobrze natrzeć nimi mięso. Włożyć do szklanej miski, przykryć folią spożywczą i wstawić na 24 godziny do lodówki.
Na głębokiej patelni albo w rondlu rozgrzać  łyżeczkę klarowanego masła albo łyżkę oleju. Na rozgrzany tłuszcz włożyć mięso i obsmażyć na mocnym ogniu do ładnego zrumienienia. Podlać gorącą wodą ( ok ½ szklanki), przykryć i dusić 20 minut. Wyłączyć, zostawić na 20 minut w rondlu, a następnie wyciągnąć i zostawić do ostygnięcia. Przechowywać w lodówce. 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...